nosił się na lewo i opadał, podnosił się znowu na prawo i znowu opadał, i znowu się podnosił z powolną i posępną dokładnością serca dzwonu. Był to rodzaj ponurej przechadzki. Mniemałeś, że widzisz w ciemnościach kołyszące się wahadło u zegara wieczności.
Tak trwało czas jakiś. Dzieciak, wobec tego ruchu śmierci, czuł w sobie rozbudzenie, i pomimo swego zdrętwienia, dosyć wyraźnie się lękał. Łańcuch za każdym ruchem zgrzytał z okropną jakąś jednostajnością grobową. Wyglądało, jakby co chwila nabierał tchu i zaczynał znowu swoje. Zgrzytanie to naśladowało trochę skwierczenie świerszcza.
Zbliżanie się burzy powoduje nagłe wzdęcia wiatru. W jednej chwili powiew stał się podmuchem. Bujanie się trupa straszliwie się zaczęło uwydatniać. Nie było to już kołysanie, ale podrzucanie. Łańcuch, który dotąd zgrzytał, zdawał się teraz głos wydawać.
Zdawało się, że ten głos został usłyszany. Jeżeli to miało być hasło, to zaprawdę usłuchano, go z głębi przestrzeni przyleciał jakiś tłumny szmer.
Był to szelest skrzydeł. Niespodziany wypadek w pomoc przybywał; burzliwy sprzymierzeniec samotni i grobowisk; przybycie stada kruków.
Czarne leżące plamy poprzekłuwały chmurę, przebiły mgłę, pogrubiały, zbliżyły się, spłynęły, pogromadniały, co tchu ku wzgórzu spiesząc, pokrzykując w sposób ostry.
Był to jakby napad bojowej czerni. Skrzydlate to robactwo ciemności łapczywie rzuciło się na szubienicę.
Dzieciak spłoszony cofnął się.
Roje znają posłuszeństwo pewnym rozkazom; kruki porozmieszczały się na szubienicy. Ani jeden nie usiadł na trupie. Naradzały się między sobą. Krakanie jest rzeczą okropną. Ryczeć, wyć, gwizdać, to ciągle jeszcze życie; ale krakanie jest niby zadowolonem uznaniem zgnilizny. Mniemasz, że słyszysz odgłos, któryby wydało milczenie grobowiska, przerywając się nagle. Krakanie jest rodzajem głosu, w którym noc ma niemało udziału. Dzieciak czuł się zlodowaciałym.
Więcej jeszcze strachem, niż chłodem.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/78
Ta strona została przepisana.