brzeża Uggescombe, może z Sainte-Catherine-Chap, albo Swancry, udając się do Portlandu, dla dostania się do orki, która tam na nich czekała, i zapewne wypłynąwszy stamtąd, wylądowali znowu w zatoce Weston, ażeby znów się przesiąść na inny jaki statek, w jednej z zatok Estonu. Kierunek ów właśnie się na wprost przecinał z drogą, którą się puścił nasz dzieciak. Stąd ani mu podobna było w jakikolwiek sposób rozpoznać szlak przed sobą.
Wyniosłość Portlandu jeży się tu i owdzie sterczącemi wzdęciami, powyszarpywanemi znagła od strony wybrzeża, albo spadające mi stromą ścianą wprost ku morzu. Dzieciak, błąkając się tu i owdzie, wyszedł był wreszcie na jeden z tych cyplów wyskocznych i zatrzymał się tam, spodziewając się zebrać więcej wskazówek z miejsca, większą przestrzeń ogarniającego, i starając się spojrzeć stamtąd wokoło. Za cały widnokrąg miał tylko wkoło siebie nieprzeniknioną wzrokiem przestrzeń bladawo-bezbarwną. Wpatrzył się baczniej i rzeczywiście wskutek natężenia jego wzroku stała się o wiele mniej nieprzejrzysta. W głębi odległego kęsa ziemi ku wschodowi, u stóp właśnie tej bladawej bezbarwności, która była niby wyobrażeniem ruchomego i szarego z pozoru urwiska, podobnego do nocnego widma skały, pływały i czołgały się poszarpane szmaty ciemnawe, rodzaj porozpraszanych strzępów. Ta biaława nieprzezroczystość była poprostu mgłą, te zaś szmaty czarne — dymami. Gdzie są dymy, tam i ludzie być muszą. Dzieciak udał się w tę stronę.
O kilka kroków stamtąd dostrzegł pochyłość, a u stóp tej pochyłości, pomiędzy bezkształtnemi zagięciami skał, gubiącemi się w ciemności nocnej, ławę piaszczystą, czy też jaśniejszy kawał ziemi, łączący zapewne z płaszczyznami widnokręgu wyniosłość, którą tylko co chłopiec przebył. Widocznie należało iść tamtędy.
Rzeczywiście dostał się był do przesmyku Portlandzkiego, będącego potopowym nasypem, który krajowcy nazywają Chess-Hill.
Począł się tedy zapuszczać w przejścia stoku tej wyniosłości.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/84
Ta strona została przepisana.