Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Matutina, jakeśmy to widzieli, weszła odważnie, po opuszczeniu Portlandu, w tę wielką niepewność nocną, którą powiększała bliskość huraganu. Weszła z tą całą groźbą, z rodzajem tragicznej śmiałości. Jednakże, kładziemy na to nacisk, ostrzeżeń jej nie brakowało.

ROZDZIAŁ DRUGI
Zarysy od początku zaznaczone.

Dopóki orka znajdowała się jeszcze w zatoce Portlandzkiej, morze było dość spokojne; szyba wody była prawie wyrównana. Jakkolwiek szarawo się już robiło na oceanie, na niebie znajdowało się jeszcze dość pogody. Wiatr nie bardzo jeszcze szarpał statkiem. Orka ile możności trzymała się wybrzeży, które wyniosłością swą służyły jej za wyborną osłonę.
Znajdowało się razem dziesięciu ludzi na tej feluce biskajskiej; trzech, należących do osady statku, i siedmiu podróżnych, pomiędzy którymi dwie kobiety. Przy światłości pełnego morza, bowiem w porze zmroku dzień nierównie dłużej zatrzymuje się na wodzie, wszystkie postacie w chwili tej dokładnie rozróżnić było można. Zresztą już się też i ukrywać nie potrzebowano, ani się o siebie kłopotać; każdy z przyjemnością wracał do odzyskanej swobody, odzywał się własnym swoim głosem, nie wstydził się własnej swej twarzy; wypłynięcie bowiem na morze było już dla nich wypłynięciem na wolność.
Pstrokacizna tej gromady uderzała w oczy. Trudnoby było odgadnąć, jakiego wieku były kobiety; włóczęga przedwczesną starość sprowadza, a niedostatek jest gotową zmarszczką. Jedna z nich była Biskajką, druga, mająca wielki różaniec, Irlandką. Miały postawę obojętną ludzi biednych. Wszedłszy na statek, siadły w kucki jedna przy drugiej, na skrzyniach u stóp masztu. Rozmawiały z sobą; język irlandzki i mowa Basków, jakeśmy powiedzieli, są z sobą w bliskiem pokrewieństwie. Biskajka miała włosy natarte cebulą i wasilkiem. Patron statku był podobnież Biskajczykiem, ale z okolic Guipuscoa; jeden z majtków, również Biskajczyk, pochodził znowu z północnego stoku Pirenejów, a drugi jeszcze od