Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Kiedy niekiedy przywódca gromady, ruchliwy i niespokojny, zbiegając zygzakami po pokładzie, przychodził mówić mu coś do ucha. Starzec odpowiadał wtedy skinieniem głowy. Powiedziałbyś: błyskawica, radząca się nocy.

ROZDZIAŁ TRZECI
Niespokojni ludzie na niespokojnem morzu.

Było na statku dwóch ludzi tonących w zamyśleniu, to jest: starzec ten i patron orki, którego nie należy mieszać z przywódcą gromady. Patron był zagłębiony w rozpatrywanie morza, starzec zaś w przyglądanie się niebu. Jeden z oka nie spuszczał toni, drugi całą swoją uwagę poświęcał obłokom. Sprawowanie się wody stanowiło całą troskę patrona; starzec zdawał się podejrzewać niebo. Śledził usposobienie gwiazd poprzez wszystkie przerwy w chmurach.
Była to chwila, w której w powietrzu jeszcze jest dnia nieco, a jednak tu i owdzie gwiazdy poczynają już przekłuwać zapadające zwolna cienie wieczora.
Widnokrąg był niezwykły. Dziwnie się tam cieniowały wyziewy nocne.
Wogóle znacznie więcej było mgły na lądzie, a zato więcej obłoków na morzu.
Jeszcze przed wypłynięciem z zatoki Portlandzkiej patron statku, zaniepokojony postawą morza, natychmiast rozwinął wielką drobiazgowość w manewrowaniu żaglami. Nie czekał, aż opłyną przylądek.
Bacznie przepatrzył dolne węzły lin, upewnił się, że uczepienia lin, poprzecznie się z niemi przecinających, były w zupełnie dobrym stanie i dostatecznie podtrzymywały zazębienia górnych części masztu, słowem dopełnił wszelkich ostrożności człowieka, który zamyśla dopuścić się zuchwalstwa jak najszybszej żeglugi.
Orka (była to już wada jej budowy) z przodu zagłębiała się o pół łokcia więcej, niż z tyłu.
Patron statku co chwila przenosił wzrok swój od busoli ku kompasowi zmian powiewów, spoglądając pilnie przez duże, odpowiednie sobie szpary mosiężnego narzędzia