w kierunku przedmiotów widzialnych na wybrzeżu, ażeby z oka nie stracić zmian, które się w porywach wiatru dawały spostrzegać. Z początku zerwał się prąd ukośny; patron nie zdawał się być tem zaniepokojony, choć działo się to z różnicą kilku stopni od odchylenia celu drogi. Ile możności sam własną ręką silnie trzymał sztabę, jakby jedynie sobie tylko ufał; szło bowiem o to, żeby nie stracić ani odrobiny siły, zwłaszcza że działanie rudla bardzo podtrzymywało szybkość pędu.
Ponieważ różnica pomiędzy prawdziwym kierunkiem a wytworzonym sztucznie bywa tem większa, im statek ma szybszy pęd, tym sposobem więc orka zdawała się daleko dokładniej podchodzić pod wiatr właściwy, aniżeli tak było w rzeczywistości. Nie miała ona wszystkich korzyści szerokiego w całem znaczeniu płynienia, skutkiem czego nieco nawet nadkładała drogi; ale też niema innego środka powierzenia się wszystkim przypadłościom choćby najobojętniejszego wiatru, jak tylko mając go zupełnie ztyłu. Jeśli na widnokręgu dają się spostrzegać w obłokach długie pasy, zbiegające się u wspólnej mety — meta ta jest właśnie kierunkiem wyjścia wiatru. Tego wieczora jednak było ich więcej, niż jeden, i w przestrzeni powietrza rozmaicie krzyżowały się ich prądy; więc też patron mocno nie ufał złudzeniom na zbyt swobodnego posuwania się statku.
Sterował jednocześnie trwożliwie i odważnie; podchodził wiatr, czuwał nad nagłemi jego zboczeniami, baczenie miał na jego targnięcia, nie dozwalał mu opanować statku, pilnie śledził bieg tego ostatniego, uważał, w jaki sposób fale podrzucały rudel, miał oko na najdrobniejszą okoliczność ich ruchu i przebiegu, ich nierówności w brózdowaniu, ich fałszywych skrętów; trzymał się nieustannie, z obawy wypadku, ile możności jak najbliżej wybrzeży, wzdłuż których się przesuwał; ale nadewszystko starał się kąt chorągiewki w stosunku do środkowego zrębu utrzymać daleko więcej rozwartym, niż był kąt masztowania, mając w każdej chwili na uwadze, że kierunek wiatru, wskazywany przez busolę, całkowicie niemal był mu wątpliwym, a to z przyczyny nazbyt małych rozmiarów kompasu drogowego. Stąd i źrenica jego, niezachwia-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/96
Ta strona została przepisana.