istnieją. Anglja daje dziwne widowisko barbarzyńskiego kodeksu żyjącego w zgodzie z wolnością. Pożycie to jest zresztą doskonałe.
Jednakże pewna nieufność byłaby na miejscu. Gdyby nadeszło jakieś przesilenie, obudzenie się kar nie byłoby niemożliwe. Prawodawstwo angielskie jest oswojonym tygrysem. Łasi się, ale chowa jeszcze pazury.
Mądrze jest obcinać prawom paznogcie.
Prawo nie zna prawie ludzkich praw. Z jednej strony jest prawodawstwo, z drugiej ludzkość. Filozofowie protestują; ale wiele czasu jeszcze przejdzie zanim sprawiedliwość ludzka połączy się ze sprawiedliwością.
Poszanowanie prawa; to wyrażenie angielskie. W Anglji do tego stopnia czci się prawa, że się ich nie znosi. Objawia się tę cześć, nie wykonywując ich. Stare prawo popada w zgrzybiałość tak, jak stara kobieta; ale się tych staruszków nie zabija. Przestaje się je wykonywać, oto wszystko. Wolno im myśleć, że są zawsze piękne i młode. Pozwala się im marzyć, że istnieją. Ta grzeczność nazywa się szucunkiem.
Obyczaj normandzki jest już bardzo pomarszczony; nie przeszkadza to niejednemu sędziemu angielskiemu mizdrzyć się do niego. Miłośnie chowa się okrutny stary grat, jeżeli jest normandzki. Cóż okrutniejszego nad szubienicę? W 1867 r. skazano człowieka[1] na poćwiartowanie; ćwierci jego miały być wręczone kobiecie, królowej.
Ale tortura nigdy w Anglji nie istniała. Tak przynajmniej twierdzą dzieje; przecież powaga to nielada.
Maciej z Westminsteru zaznacza, iż „prawo saksońskie, wielce łaskawe i dobroduszne“, nigdy zbrodniarzy śmiercią nie karało, dodając przytem: „poprzestawano tylko na ucięciu nosa, wyłupieniu oczu i wyrwaniu części odznaczających płeć“. Tylko!
Gwynplaine osłupiały u szczytu schodów począł drżeć od stóp do głowy. Czuł wszelkie możliwe dreszcze. Jednocześnie szukał w myśli, jaką też mógł popełnić zbrodnię. Po przerażającem milczeniu wapentake’a przyszło z kolei katowni widowisko. Był to krok naprzód, ale krok pełen
- ↑ Fenjana Burke w maju 1867 r.