Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Dalej, człowiecze rozkrzyżowany na ziemi...
Wstrzymał się nieco.
— Człowiecze — zawołał — czy słyszysz?
Delikwent ani się ruszył.
— W imieniu prawa wzywam cię — szekł szeryf — otwórz oczy.
Powieki nieszczęśliwego ani drgnęły.
Szeryf zwrócił się ku doktorowi, stojącemu po jego lewicy.
— Doktorze, opatrz go.
Probe, da diagnosticum — dodał urzędnik.
Na to wezwanie lekarz zszedł z płyty z właściwą urzędowi swemu sztywnością, przybliżył się do rozkrzyżowanego na ziemi człowieka, pochylił się nad nim, przyłożył mu ucho do ust, pomacał mu puls przy kostce od ręki, pod pachami i na udach, poczem się znów wyprostował.
— No i cóż? — spytał szeryf.
— Jeszcze słyszy — rzekł lekarz.
— A czy widzi?
Doktór pomyślał chwilę, potem rzekł:
— Może jeszcze widzieć.
Na znak, dany przez szeryfa, zbliżył się wapentake i urzędnik od straży. Pierwszy stanął przy głowie delikwenta, drugi poza Gwynplainem.
Lekarz cofnął się krokiem pomiędzy słupy.
Natenczas szeryf, wynosząc niby kropidło swoją różaną wiązkę kwiatów, zwrócił się znowu ku delikwentowi, tym razem już gromkim, nawet straszliwym upominając go głosem:
— Mów, odezwij się, nędzny! Prawo błaga cię o to, zanim cię w proch zmiażdży. Niemego chciałbyś udać, ale pomyśl o grobie, który również niemy jest; głuchym się wydawać pragniesz, ale pomyśl o potępieniu, które również jest głuche. O śmierci także pomyśl, uporczywsza ona jeszcze od ciebie. Zastanów się sam nad sobą — na boskiej opatrzności pozostawiony zostaniesz w tem podziemiu. Posłuchaj, człecze, podobnego sobie człowieka! Posłuchaj, bracie, chrześcijanina! Posłuchaj, synu, starca, może nad grobem stojącego! Nareszcie strzeż się mnie, bom jest panem twego cierpienia i lada chwila strasznym