Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/119

Ta strona została przepisana.
KSIĘGA PIĄTA
MORZA I LOSY JEDEN I TEN SAM PODMUCH PORUSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Trwałość rzeczy kruchych.

Przeznaczenie daje nam niekiedy szklankę szaleństwa do wypicia. Ręka wysuwa się z chmury i podaje nam nagle ciemną czarę, w której się znajduje nieznane upojenie.
Zrazu Gwynplaine nie zrozumiał ani słowa.
Spojrzał poza siebie dla dowiedzenia się, do kogo też mówiono?
Ucho nie rozróżnia zbyt ostrego dźwięku; umysł nie wchłania zbyt ostrego wzruszenia. Jest granica w rozumieniu, tak jak w słyszeniu.
Wapentake i dowódca straży, jednocześnie zbliżywszy się do Gwynplaina, pod ręce go wzięli, i uczuł wyraźnie, jak go sadzano w krześle, z którego właśnie szeryf był ustąpił.
Nie opierał się temu, nie usiłując nawet zrozumieć, dlaczego się to stało.
Kiedy już Gwynplaine siedział, dowódca straży i wapentake cofnęli się o kilka kroków i stanęli obaj nieruchomi, jak posągi, poza poręczą krzesła.
Wtedy szeryf złożył swoją wiązankę róż na kamiennej płycie, włożył na nos podane sobie przez pisarza okulary, wziął z pomiędzy rozlicznych szpargałów, leżących na stole, kawałek pergaminu poplamiony, pożółkły, pozieleniały, miejscami pobutwiały i spękany (zdawał się być bowiem długo połamany w nader ciasne składy) i zapisany z jednej strony, i przybliżywszy go ku światłu