i Prawo Frisonów, rozdział dwudziesty pierwszy, De Plagio. I Aleksander Nequam mówi:
Qui pueros vendis, plagiarius est tibi nomen[1].
Tu szeryf złożył pergamin na stole, zdjął okulary, wziął znowu kwiaty w rękę i rzekł:
— Oto i koniec ciężkiej i twardej kary. Hardquanonne! Podziękuj Jej Królewskiej Mości.
Przywódca straży dał znak człowiekowi w bawolim kaftanie.
Katowski ten pachołek, „szubieniczny posługacz“, jak się stare wyrażają ustawy, podszedł ku delikwentowi, zdjął mu jeden po drugim kamienie, które mu brzuch przygniatały, następnie żelazną deskę, co dozwoliło widzieć spłaszczone zupełnie żebra nędzarza, poczem poodczepiał mu również od słupów ręce i nogi.
Ten tym czasem pozostał, jak i wprzódy, grzbietem ku ziemi, z przymkniętemi oczyma i rozkrzyżowanemi członkami, właśnie jakby tortura w najlepsze jeszcze trwała.
— Hardquanonne — rzekł szeryf — wstań!
Ten ani się ruszył.
Szubieniczny posługacz wziął jedną jego rękę i puścił ją; ręka bezwładnie opadła. Wziął drugą — to samo. Z kolei za nogi go pochwycił — pięty wróciły do ziemi z głuchym tupotem. Palce tych nóg wyglądały jakby zdrewniałe. Nagie stopy leżącego ciała już i tak mają w sobie coś zjeżonego.
Zbliżył się doktór, wyjął z kieszeni zwierciadełko stalowe i przytknął je do rozwartych szeroko ust Hardquanonna; poczem palcami uniósł mu powieki. Powieki te nie opuściły się więcej. Szkliste źrenice pozostały w jedno miejsce wryte.
Lekarz zaniechał dalszego badania i rzekł:
— On już umarł.
I dodał:
— Śmiech go zabił.
— Mniejsza o to — rzekł szeryf.
— Po wyznaniu, czy żyje, czy umarł przestępca, wszystko to już jedno.
- ↑ Ty, który sprzedajesz dzieci, imię twoje jest plagiator.