głębi. Otóż ze względu na tę niemałą dogodność lubiły tam zawijać większe nawet statki morskie, a do takich nie wahamy się też zaliczyć niejaką Galiotę holenderską odwiecznego kształtu, Vograat nazwiskiem. Vograat ten co tydzień regularnie odbywał podróż z Londynu do Rotterdamu, tam i napowrót. Inne statki przewozowe odchodziły dwa razy na dzień, bądź to do Deptfert, bądź do Greenwich, bądź do Gravesend, równo z odpływem morza, wracały zaś z jego przypływem. Tym sposobem przestrzeń do Gravesend, jakkolwiek wynoszącą mil dwadzieścia, przebywało się w ciągu sześciu godzin.
Vograat miał budowę, jaka się dziś napotyka już chyba tylko w muzeach marynarki. Galiota owa zakrawała nawet na dżunkę. W owym czasie Francja Grecję naśladowała, Holandja zaś Chiny. Vograat, ciężkie dwumasztowe pudło, posiadał dwa pomosty, jeden na przodzie, drugi od tyłu, prostopadle ścięte ku środkowi, tak, że skutkiem tego znajdowało się w pośrodku statku bardzo znaczne wgłębienie; pokłady zaś owe, całkowicie pozbawione poręczy, urządzone były niejako na sposób dzisiejszych wieżowców, co miało wprawdzie tę korzyść, że nie tyle podawało statek wzburzonym bałwanom, ale zato narażało osadę n a wszystkie od nich niebezpieczeństwa. Nic tam bowiem nie ochraniało człowieka od wpadnięcia w morze. Stąd nazbyt częste tego rodzaju wypadki skłoniły wreszcie do zupełnego zarzucenia statków tej budowy. Galiota owa płynęła wprost do Holandji, nie zatrzymując się nawet ani chwili w Gravesend.
Odwieczny gzyms kamienny ciągnął się wzdłuż przystaniowego bulwarku i, w każdym stanie morza pozostając ponad powierzchnią wody, ułatwiał przystęp do statków uczepionych przy murze. Mur w pewnych odstępach poprzecinany był schodami; znajdował się on na południowym krańcu Southwarku. Ubity na jego szczycie nasyp ziemny służył za pewien rodzaj poręczy, około której zbierać się lubili przechodzący. Widok stamtąd był na Tamizę. Londyn kończył się z tej strony. Po drugiej znajdowały się już tylko obszary pól uprawnych.
Idąc Effroc-Stonem w górę Tamizy, prawie naprzeciw pałacu Saint-James, poza Lambeth-House, tuż opo-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/14
Ta strona została przepisana.