Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/150

Ta strona została przepisana.

podnosząc groszaki i żyjąc z okruchów, włóczył się ze swoim majątkiem wypisanym na swojej nędzy.
Barkilphedro, dotknąwszy wskazującym palcem szkatułki, stojącej na stole, rzekł:
— Milordzie, szkatułka ta zawiera dwa tysiące gwinej, które Jej Królewska Mość najłaskawsza nasza monarchini przysyłać ci raczy na pierwsze twoje potrzeby.
Gwynplaine zawołał żywo:
— To dla mojego ojca, Ursusa.
— Dobrze, milordzie, skoro tak każesz — rzekł Barkilphedro. — Ursus w Inn-Tadcasterze. Wiem, czepcowy urzędnik, który tu przybył z nami i który niebawem odjeżdża, pieniądze te według wskazania wręczy. A może ja sam mam to załatwić w Londynie? Chętnie się tego podejmę.
— Ja mu te pieniądze zawiozę — rzekł Gwynplaine.
Barkilphedro przestał się uśmiechać i odpowiedział:
— To niepodobna.
Bywają dźwięki głosu, zdwajające znaczenie wyrazów. Właśnie podobnym sposobem wyrzekł te dwa słowa Barkilphedro. Chwilę się zatrzymał, jakby kropkę kładąc po ostatniem, poczem znowu ciągnął dalej z uszanowaniem, ale zarazem stanowczością sługi, czującego się panem.
— Pozwól sobie zrobić uwagę, milordzie, że znajdujesz się o dwadzieścia trzy mile od Londynu, w Corleone-Lodge, dworskiej twojej siedzibie, przytykającej do królewskiego zamku w Windsorze. Nikt tu nie wie o twoim pobycie. Przywieziony zostałeś w zamkniętym powozie, który czekał na ciebie przed bramą więzienia Southwarku. Ludzie, którzy cię wprowadzili do twego pałacu, ani wiedzą, kto jesteś; ale znają mnie i tego im dosyć. Wprowadzony zostałeś do tych pokoi za pomocą tajemnie powierzonego mi klucza. W domu tym śpią już wszyscy, i nie jest to stosowna godzina do budzenia służby. Z tych względów mamy wszelką porę do porozumienia się wzajemnego, co zresztą nie potrwa długo. Winienem waszej dostojności niejakie wyjaśnienie. Mam na to wyraźne zlecenie od Jej Królewskiej Mości.
Mówiąc to wszystko, począł przerzucać między papierami, porozkładanemi obok szkatułki.