który jest tak ogromnej doniosłości, że szczupłe grono dostojnych osób jedynie w tej chwili o istnieniu twojem i prawach powiadomione, niezwłocznie o całej tej sprawie zapomni, jeśliby tego dobro kraju wymagało. Co z nocy wyszło, w nocy też pozostać może. Nic łatwiejszego, jak cię jeszcze zniweczyć. Tem snadniejby się to stać mogło, że wasza dostojność posiadasz brata, naturalnego syna twego ojca i pewnej kobiety, która przez czas wygnania jego długo doznawała względów Karola II, z czego wypada, że syn jej dobrze jest widziany na dworze; otóż jemu to, jakkolwiek nieprawemu, uśmiecha się w tej chwili twoje parostwo. Chciałżebyś się go wyrzec? Nie zdaje mi się. Wszystko tedy od ciebie tu zależy. Trzeba być posłusznym królowej. Dlatego nie wyjdziesz stąd aż jutro, i to, aby wsiąść do własnego Jej Królewskiej Mości powozu, który cię prosto zawiezie do izby lordów. Milordzie, czy chcesz być parem Anglji? Wolno ci jeszcze nie chcieć tego, Królowa mocno się zaprząta twoim losem. Przeznacza ci związek niemal królewski. Lordzie Fermainie Clancharlie, zastanowić się chciej! Chwila to ze wszech miar stanowcza. Przeznaczenie wtedy tylko jedne drzwi odmyka, kiedy już drugie zatrzasnęło. Bywają kroki naprzód, po których ani już podobna się cofnąć. Kto w przeobrażenie wkracza, poza sobą zamknięcie zostawia. Milordzie — Gwynplaine umarł.
Czy mię rozumiesz? Gwynplaine zadrżał od stóp do głowy, poczem nieco się opamiętawszy:
— Rozumiem — głucho wyszeptał.
Barkilphedro uśmiechnął się, skłonił nisko, wziął pod płaszcz szkatułkę i wyszedł.
Czem są te dziwne, nagłe zmiany, zachodzące w duszy ludzkiej?
Gwynplaine został w jednej chwili podniesiony aż do szczytu i rzucony w przepaść.
Doznawał zawrotu.