do innych ludzi, niemniej przecież, jakby pierwszy lepszy przechodzień, stał przygwożdżony do miejsca; w połowie dumanie to sprawiało, w połowie wyczekiwanie, w które nas wtrąca wypadek, dziwnie nam będący panem, podczas gdy sami najmniejszej nie mamy nad nim władzy. Z kolei opatrywał to jedną stronę ulicy, to drugą, to wysoki mur, to niski, to drzwi, ponad któremi tkwiła szubieniczna drabina, to znowu te drugie, z których patrzała trupia głowa; niejako wzięty był w kleszcze, z więzienia złożone i cmentarza. Zaułek ten bezludny tak dalece niemal przechodniów nie miał, że przynajmniej nikt tam nie zauważył Ursusa.
Wyszedł wreszcie ze swej skrytki przypadkowego posterunku, gdzie był szyldwachem, i począł się oddalać wolnym krokiem. Dzień się już miał ku schyłkowi. Chwilami zwracał jeszcze wzrok w stronę tych drzwiczek straszliwych, poza którem i Gwynplaine mu zniknął. Oko jego miało wyraz szklisty i głupowaty. Doszedłszy do końca uliczki, zapuścił się w inną, z tej znowu w inną, i tak dalej, kierując się przeczuciowo pośród dzielnicy, którą po raz pierwszy przebył kilka godzin temu. Odwracał się poza siebie, jakkolwiek od dawna już niewiedzieć ile przeszkód zasłoniło mu nawet ulicę, na której się znajdowało więzienie. Stopniowo, coraz się więcej zbliżał do jarmarcznego targowiska. Zaułki, do niego prowadzące, były raczej odludnem i ścieżkami, wijącemi się pośród murów ogrodowych. Szedł przygarbiony wzdłuż opłotków i ponad dołami. Ale nagle zatrzymał się, wyprostował i zawołał:
— Ha! Tem lepiej!
Jednocześnie dał sobie dwa razy pięścią w głowę, jak człowiek, który sądzić zaczyna rzeczy ze zdrowszego nieco stanowiska.
Poczem jął mruczeć, jak mu to zwykłem było:
— Dobrze! Dobrze mu tak! Ach, oberwaniec! Zbójca! Hultaj! Ladaco! Bajdała! Głupi! Toż nie co innego, jak jego ozór przeklęty tam go zaprowadził! Tak, tak, to krnąbrność tej bestji narobiła całego bigosu! I to ja takiego u siebie miałem! Ale już go nie mam. To całe moje szczęście. Dopieroż mi napędził pietra. Aż nareszcie
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/162
Ta strona została przepisana.