— Spodziewam się — rzekł Ursus. — Człowiek Śmiechu to ja.
I to mówiąc, roześmiał się na całe gardło.
Poczem poszedł wprost na pierwsze piętro, otworzył okno, ponad którem znajdowały się dwie deski z napisami, i, zdjąwszy je, wziął pod pachę i zbiegł na dół.
Gospodarz ścigał go oczyma.
— A to naco? — zapytał.
Ursus znowu roześmiał się hucznie.
— Czego się śmiejecie?
Na to Ursus:
— Oto poprostu wracam do życia prywatnego.
Gospodarz, nie w ciemię bity, zrozumiawszy rzecz całą, niezwłocznie wydał rozkaz pachołkowi, ażeby powiedział każdemu, kto przyjdzie, że przedstawienie dzisiejszego wieczora nie odbędzie się. Poczem sam odjął ode drzwi puszkę, w którą się składały opłaty od wejścia, i wsunął ją gdzieś w głąb szafy.
W chwilę potem Ursus się znajdował w Green-Boxie.
Ostrożnie postawił w kącie obie deski, poczem wszedł do tak zwanego „przedziału kobiecego“.
Dea spała.
Leżała na łóżku nierozebrana, jak zwyczaj miała, kiedy się kładła do drzemki.
Obok niej Vinos na ławce, Fibi zaś poprostu siedziała na ziemi; obie mocno zadumane.
Jakkolwiek godzina już była potemu, nie miały na sobie olimpijskiego przebrania, co było oznaką głębokiego strapienia. Pozostały w codziennych sukniach z grubego płótna.
Ursus począł się wpatrywać w Deę.
— Przyzwyczaja się do jeszcze dłuższego spoczynku — mruknął.
To powiedziawszy, zwrócił się do dziewcząt.
— No, moje panny, już po waszej muzyce. Możecie trąby wasze w kieszenie pochować. Dobrzeście zrobiły, żeście się nie poprzebierały za boginie. Jesteście i tak niezgorsze straszydła. Ale na tem poprzestać chciejcie. Nie będzie wystąpienia dzisiejszego wieczora. Ale też ani jutro, ani pojutrze, ani nawet pozajutrze. Już po
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/165
Ta strona została przepisana.