Gwynplainie. Tyle każda z was zobaczy Gwynplaina, co własne swoje ucho.
I począł się znowu przyglądać Dei.
— Wiadomość o tem wszystkiem zdmuchnie ją, jak palącą się świecę. To będzie tak oto.
Tu nadął policzki i udał dmuchnięcie.
— Fffu! — i po wszystkiem.
Uśmiechnął się sobie jałowo.
— Bez Gwynplaina to tak, jakby bez wszystkiego na świecie. Daję słowo, będzie z nią tak, jakby było ze mną, gdybym stracił Homa. Nawet gorzej daleko. Będzie sto razy mocniej osamotniona, niż ktobądź drugi. Ślepi to ci już i tak brodzą po kolana w smutku.
Poszedł do okienka.
— Jaki to już dzień długi! Godzina siódma, a tu jeszcze jasno. Bądź co bądź, zapalmy świeczkę.
Powiedziawszy to, skrzesał ognia i zatlił latarnię Green-Boxu.
Poczem pochylił się nad Deą.
— Jeszcze się zakatarzy. Hej, wy djable dziewczęta, czegoście ją tak porozpinały? Czy nie znacie przysłowia:
Do świętego Ducha
Nie zdejmuj kożucha.
Spostrzegł na ziemi szpilkę, podniósł ją i w rękaw sobie zatknął. Potem począł chodzić po Green-Boxie, machając rękoma.
— Jestem najzupełniej przy zdrowych zmysłach. Doprawdy, wszystkie klepki mam w porządku. Jestem zdania, że zdarzenie to całe odbyło się, jak potrzeba, i nawet wielce na nie przyzwalam. Kiedy się ta dziewczyna obudzi, opowiem jej, co zaszło, bez żadnych ogródek. Nie wątpię, że wszystko pójdzie jak z płatka. Niema Gwynplaina, a więc bądź zdrowa, Deo! Jak się to wszystko wybornie składa! Gwynplaine w więzieniu, Dea na cmentarzu! Będą tuż naprzeciwko siebie. Takie to są śmierci podrygi. Oto dwa przeznaczenia, schodzące ze sceny. Zrzucajcie wasze przebranie, i dalej do tłómoka. Tłómok znaczy tu trumnę. Coprawda, oboje oni niebardzo się na świecie udali. Ta bez wzroku, ten bez twarzy,