Pewnego wieczora, w tak nawet chłodny wicher, że wszystko zachęcało przechodnia do pośpiechu, człowiek jakiś, idący placem tuż pod murem zajazdu Tadcaster, nagle zatrzymał się na miejscu. Działo się to w którymś z ostatnich miesięcy zimowych roku 1705. Człowiek ten, z odzieży wyglądający na majtka, nader gęstej przecież był miny; co się zaleca ludziom dworu a czego się nie zabrania ludziom gminu. Dlaczego się jednak zatrzymał? Żeby posłuchać. Ale czego? Oto głosu, prawiącego w dziedzińcu tuż o ścianę. Głos to był nieco już zużyty, zawsze jednak tak donośny, że aż na ulicy słychać go było. Jednocześnie towarzyszył mu gwar przygłuszony licznie zgromadzonego wewnątrz tłumu. Oto co głos ten prawił:
— Szanowni obywatele i obywatelki wielkiego miasta Londynu! Kłaniam wam się aż pod stopy. Z całego serca winszuję wam, żeście Anglikami. Zaprawdę, jesteście wielkim, wielkim ludem. Powiem więcej — znakomitym jesteście motłochem. Pięści wasze sto razy więcej jeszcze warte, niż gdzieindziej miecze. Strawne macie żołądki.
Jesteście narodem, który z chęcią zjadłby wszystkie inne narody. Bardzo chwalebna to chęć. Ów popęd do pochłonięcia świata całego jest wyłącznym udziałem Anglji.
Jako politycy i jako myśliciele, jako osadnicy po wszystkich krańcach świate, jako przemysłowcy i rzemieślnicy, ale zwłaszcza jako ludzie chcący i umiejący drugim robić zło, które wam na dobre wychodzi, jesteście jedyni w swoim rodzaju i ze wszech miar godni podziwu! Zbliża się chwila, w której na całej kuli ziemskiej będą tylko dwa słupy graniczne. Na jednym z nich napisane będzie: To ludzkie; na drugim zaś: A to angielskie. Nie waham się wyznać to głośno ku największej waszej chwale, ja, którym nie jest ani Anglikiem, ani nawet człowiekiem, mając już zaszczyt być niedźwiedziem. Do tego jestem jeszcze lekarzem. Nie przeszkadza jedno drugiemu. Panowie! Trudnię się ja nie żartem nauką. Ale czego to ja uczę? Oto dwojakiego rodzaju rzeczy: tych, które umiem, i tych, o których nie mam ani pojęcia. Sprzedaje liche pigułki
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/17
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wymowa pod gołem niebem.