Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/172

Ta strona została przepisana.

żony“, można będzie dać sobie spokój z resztą. Tem lepiej; wcześniej spać pójdziemy. A to harmider! O, ślepe rozpasanie ulicznej zgrai! Gotowi nam jeszcze co popsuć. Zresztą tak być dłużej nie może. Niepodobnaby było grać pośród tego jarmarku. Niktby tu nie zasłyszał ani słowa sztuki. Muszę ja do nich przemówić. Gwynplainie, odgarnijno zasłonę. Obywatele!...
W tem miejscu krzyknął nagle, naśladując głos wrzaskliwy i rozgorączkowany:
— Precz mi tam z tym starym błaznem! Poczem mówił dalej, głosem swoim własnym:
— Zdaje mi się, że mi ubliżono. Mą słuszność Cycero, mówiąc: — plebs, fex urbis. Cóż robić! Ja uczynię jednak swoje. Choć, coprawda, niełatwo będzie dać się słyszeć. Bądź co bądź, zacznę. Proszę cię, Gwynplainie, zobaczno, co to za sekutnica tam tak warczy.
Tu wstrzymał się na chwilę, pobudzając Homa do pomocy.
Poczem ciągnął dalej:
— Baby zawsze są gorsze od mężczyzn. Przyznaję, że to chwila niezbyt sposobna. Bądź co bądź, spróbuję zacząć. Dotąd zawsze mi się udawały przemówienia.
I, natężając głos, mówił niby do tłumu:
— Obywatele i obywatelki! To ja mam zaszczyt być niedźwiedziem. Pokornie oto zdejmuję głowę z karku przed wami i najuprzejmiej proszę o milczenie.
Tu wyleciał niby z tłumu ogólny wykrzyk:
— Grumphll!
A Ursus ciągnął dalej:
— Wielce was poważam, miłościwi słuchacze. Grumphll jest to sobie wyraz niegorszy od innych. Jak się macie, mości państwo, którym w gardłach gotuje się, jak w garnku. Żeście nieposzlakowaną hałastrą, w tem najmniejszej wątpliwości być nie może. Ale to w niczem nie ujmuje mojego ku wam szacunku. Bowiem szacunek ten jest owocem głębokiego przekonania. Wielce poważam przezacnych szubrawców, którzy mnie zaszczycają swojemi względami. Znajdują się pomiędzy wami, koszlawcy, czem bynajmniej obrażać się nie myślę. Owszem, przeciwnie, kuternogi i garbusy należą do ustroju przyrody. Wielbłąd