Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/176

Ta strona została przepisana.

a tak się wędzi w dymie tytoniowym, że nawet najcelniejsi tutejsi pisarze nie umieją trzech słów skleić bez trzymania fajki w gębie. No, niech ich tam djabli! Zaczynajmy sztukę.
W tem miejscu z szelestem odsunęła się zasłona. Ustał bębenek Cyganki. Ursus zdjął z kołka swoją lirę, wygrał na niej, co było potrzeba, potem razem z wilkiem rzucił się niby na Gwynplaina.
Pierwej jednak razem z lirą zdjął również z gwoździa bardzo kudłatą perukę i położył ją sobie tuż pod ręką, na podłodze.
Przedstawienie Zwyciężonego Zamętu odbyło się niemal jak zawsze, z wyjątkiem tylko efektów błękitnego blasku i innych czarodziejstw oświetlenia. Wilk w całkiem dobrej wierze odgrywał swoją rolę. W danej chwili ukazała się i Dea, drżącym i niebiańskim swoim głosem przyzywając Gwynplaina. Poczem wyciągnęła rękę, szukając jego głowy.
Wtedy Ursus porwał perukę, wdział ją sobie na głowę i cichutko podsunął się pod rękę Dei.
Poczem, przywołując w pomoc całą swoją sztukę, ażeby dokładnie naśladować głos Gwynplaina, śpiewać począł z niewymownem uczuciem odpowiedź poczwary na wyznanie ducha.
Naśladowanie i tym razem było tak wyborne, że obie Cyganki śmiertelnego doznały przestrachu, głos Gwynplaina usłyszawszy, a nie widząc jego osoby.
Chłopak, niemniej zachwycony, tupał, klaskał, wrzeszczał, wył, słowem narobił najmocniej parnasowego harmideru, trzymając się za boki od śmiechu za wszystkich razem bogów Olimpu. Trzeba mu przyznać, że rozwinął nadzwyczajny talent widza.
Wreszcie Fibi i Vinos, popchnięte do tego przez Ursusa, poczęły, jak zwykle, najopętaniej bić w bębny, co zwyczajnie zwiastowało już koniec przedstawienia, a zarazem było hasłem do odejścia dla zgromadzonych widzów.
Ursus podniósł się, cały zlany znojem.
Rzekł zcicha do Homa:
— Rozumiesz, że tu szło o to, żeby zyskać na czasie. Myślę, że się nam udało. Nieźle się popisałem, doprawdy,