Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/181

Ta strona została przepisana.

Nikless otworzył je niezwłocznie.
Ursus w oka mgnieniu niemi wybiegł.
Gospodarz powiódł za nim oczyma i widział, jak ten człowiek zrozpaczony tak szybko, jak mu tylko stare nogi starczyć mogły, spieszył w tę samą stronę, w którą z rana uprowadzono Gwynplaina. W kilka chwil potem Ursus zadyszany znajdował się w zaułku więziennym, w którym tyle już był stracił czasu poprzednio na wypatrywanie, czy się czego nie dowie o losach Gwynplaina.
Uliczka ta nie potrzebowała północy, żeby być pustą. Tylko, że, smutna z pozoru w dzień jasny, w nocy nie żartem niepokojącą się stawała. Po zachodzie słońca niktby się w nią zapuścić nie śmiał. Być może, obawiano się, w razie zatęsknienia do siebie dwóch murów przeciwległych, ażeby we wzajemnym uścisku więzienia z cmentarzem nie zostać zgniecionym w tej zobopólnej ich serdeczności. Bywają takie nocne zmory. Podobne pogłoski chodziły w swoim czasie o uschłych wierzbach uliczki Vauvert w Paryżu. Utrzymywano, że w nocy sterczące ich konary przeobrażały się w garście olbrzymie, które chwytały za włosy przechodniów.
Otóż, jak powiedzieliśmy, ludność Southwarku przeczuciowo unikała nocą tej uliczki, błąkającej się pomiędzy więzieniem a cmentarzem. Niegdyś zamykana ona bywała żelaznym łańcuchem. Wcale zresztą niepotrzebnie, gdyż najpewniejszym ryglem do niej była obawa, jaką sam jej widok sprawiał. Ursus jednak wszedł w nią bardzo śmiało.
Czego on tam chciał? Niewiadomo.
Przyszedł poprostu zasięgnąć wiadomości. Czy jednak w tym celu zastuka do drzwi więzienia? Zapewne nie. Zamiar straszliwego tego i daremnego zaprawdę postępku ani nawet postał w jego umyśle. Usiłować wejść tam dla zapytania o cokolwiek, tożby było czyste szaleństwo! Więzienia tyleż zamknięte bywają dla tych, którzyby do nich wejść chcieli, jak i dla tych, którzyby z nich wyjść pragnęli. Zawiasy drzwi ich wykręcają się tylko około osi prawa. Ursus o tem dobrze wiedział. Czegóż tedy chciał na tej uliczce? Zobaczyć. Ale co? Nic. Któż tam wie? Coś możebnego. Stanąć znowu u drzwi tych,