Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Urzędnik, wpatrzywszy się bystro w Ursusa, rzekł:
— Masz waszmość u siebie wilka.
Ursus odpowiedział:
— Niezupełnie.
— Masz u siebie wilka, powiadam — powtórzył tam ten z naciskiem.
Ursus się zmieszał.
— Ale bo...
— Rzeczy takie surowo są zabronione — rzekł urzędnik.
Ursus spróbował się bronić.
— Ale kiedy to jest mój domownik.
Urzędnik uderzył w stół pięścią.
— Mości hecarzu, niedalej jak jutro, o tej samej godzinie, żeby mi ani ciebie, ani twego wilka na ziemi angielskiej nie było! Jeżeli zaś nie, to wilk natychmiast zostanie schwytany, odstawiony do urzędu i prawnie zabity.
Ursus pomyślał:
— To tylko dalszy ciąg rozpoczętych zabójstw.
Ale nie powiedział ani słowa, tylko poprzestał na tem, że się trząsł, jak w febrze.
— Czy słyszałeś? — spytał go urzędnik.
Ursus kiwnął głową na znak przyzwolenia.
Urzędnik powtórzył raz jeszcze:
— Zostanie zabity.
Ursus milczał.
— Uduszony albo utopiony.
Mówiąc to, bystro patrzał w Ursusa.
— A waszmość pójdziesz do więzienia.
Ursus wyszeptał:
— Panie sędzio...
— Zabierać mi manatki natychmiast! Jeżeli zaś nie, słyszałeś rozkaz.
— Ależ miłościwy sędzio...
— No i cóż takiego?
— Jakże? Mam opuścić Anglję, on i ja?
— Tak, koniecznie.
— I to dziś jeszcze?
— Dziś.
— Jakże to zrobić?