Ten sam głos który mu powiedział poprzednio: Gwynplaine umarł, szepnął mu w ucho:
— Oto dziesięć funtów szterlingów, które przysyła waszmości ktoś życzliwy.
Mówiąc to, Barkilphedro położył małą sakiewkę przed Ursusem.
Przypominamy sobie szkatułkę, którą był zabrał z Windsoru.
Dziesięć gwinej z dwóch tysięcy, oto wszystko, na co stać było Barkilphedra. Sumiennie biorąc, było to dosyć. Dać więcej, byłoby z jego stratą. Zadawszy sobie trud odkrycia lorda, rozpoczynał na dobre jego wyzyskiwanie; znalazł bowiem słusznem, żeby pierwszy plon kopalni spłynął do jego kieszeni. Ktoby w tem upatrywał małoduszność, byłby w swojem prawie, niemniej jednak niesłusznieby się zadziwił. Barkilphedro lubił pieniądz, zwłaszcza skradziony. Zawistnik bywa i chciwcem zarazem. Barkilphedro nie był bez przywary. Zbrodnie spełniać, nie przeszkadza to jeszcze posiadaniu ułomności. I wilki pchły na sobie miewają.
Była to zresztą szkoła Bakona.
Barkilphedro zwrócił się ku urzędnikowi straży bezpieczeństwa i rzekł:
— Proszę pana, chciej skończyć. Nie mam już ani chwili czasu. Powóz, zaprzężony własnemi końmi Jej Królewskiej Mości, na mnie czeka. Muszę co tchu wracać do Windsoru, ażeby tam być najdalej w ciągu dwóch godzin. Mam zdać sprawę z poruczonych mi czynności, a zarazem odebrać rozkazy do dalszego działania.
Urzędnik straży wstał z miejsca.
Postąpił ku drzwiom, które były tylko na klamkę zamknięte, otworzył je i skinieniem palca dał błyskawiczny rozkaz jakiś pachołkom policyjnym. Cała gromada weszła do izby w milczeniu, będącem zapowiedzią nowej jakiejś surowości.
Gospodarz zajazdu, ucieszony nagłem rozwiązaniem wszystkich przewidywanych trudności, które go tak łatwym sposobem wydobywało z kłopotu, ujrzawszy te przygotowania ze strony zbiorowej władzy, zląkł się, czy czasem ci ludzie nie zechcą w jego domu pochwycić
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/194
Ta strona została przepisana.