Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/22

Ta strona została przepisana.

ognisko. Ma ona w usposobieniu swojej duszy pewne łagodne pomroki, przypominające miękkością runo niewinnego baranka. Myślę, że musi być chyba królową, ale tego nie twierdzę stanowczo. Chwalebne niedowierzanie przystoi mędrcowi. — Co do mnie wreszcie, który wam się przedstawiam z kolei, to ja poprostu mędrkuję tylko i konowałuję; opatruję ludzi i rozpatruję prawdy. Słowem: chirurgus sum. Nieodwołalnie leczę zimnicę, mory i zarazy. Wszystkie prawie nasze choroby, dolegliwości i cierpienia są poprostu wysypkami, które, stosownie leczone, najpoczciwiej wyswobadzają nas od gorszych jeszcze przypadłości. Bądź jak bądź, niebardzo wam życzę niejakiego anthraxu, który się nazywa karbunkułem. Jest to bydlęca choroba, która nie prowadzi do niczego innego, jak do śmierci. Tak, moi państwo, nie jestem ja ani nieukiem, ani zardzewialcem. Biję czołem przed wymową i poezją, i z boginiami temi żyję w stosunku, słowo daję, uczciwym. Co powiedziawszy, zakończę rzecz następującą uwagą. Panowie i panie, na podobieństwo słonecznika zwracajcie się wiecznie ku światłu! Uprawiajcie w sobie cnotę, skromność, uczciwość, sprawiedliwość i miłość! Wolno każdemu na tym smutnym padole pielęgnować własną swoją doniczkę kwiatów w oknie ducha. Wielmożni, wielce mi miłościwi, skończyłem! A teraz rozpocznie się widowisko.
Ów niby majtek, słuchający za drzwiami, wszedł w tej chwili do szynkowni karczemnej, zapłacił coś na wstępie, poczem, dostawszy się na dziedziniec przepełniony tłumem, ujrzał w głębi budę na kołach, naoścież otwartą, a na jej scenie starego człowieka, odzianego w skórę niedźwiedzią, młodzieńca, mającego na twarzy coś, jak maskę, niewidomą dziewczynę i wilka.
— Niech djabli porwą! — zawołał — a toż nieoszacowani ludziska!

/

ROZDZIAŁ TRZECI
Kędy znowu ukazuje się przechodzeń.

Green-Box tedy, jak widzimy, przywędrował był do Londynu. Z tem wszystkiem, nie zajechał dalej jak do Southwarku. Zachęcił do tego Ursusa ów opisany