miłość. Miłość wszystko mogąca, gdyż cię tu sprowadzić potrafiła. Nieprzebyta przestrzeń nas dzieliła. Ja byłam w ogniach Syrjusza, tyś się czołgał po ziemi. Aleś umiał przebyć ten przestwór niezmierny, i oto jesteś. A więc dobrze. Milcz. Jam twoja!
Zatrzymała się przez chwilę. Gwynplaine drżał, jak liść. Ona znów się uśmiechnęła.
— Widzisz, Gwynplainie, marzyć jest to stwarzać. Życzenie przyzwaniem bywa. Urojenie snuć jest to wywoływać rzeczywistość. Wszechmocna i straszliwa pomroka nie daje się wyzywać nadaremnie. Daje nam, czego pożądamy. I oto jesteś. Będęż się wahała pobiec ku zgubie? Nie. Ośmielęż się być twoją kochanką, twoją niewolnicą, twojem czemśkolwiek? Z rozkoszą. Słuchaj, Gwynplainie, jam kobieta. Kobieta to zlepek, gliny który błotem być żąda. Czuję potrzebę pogardzać sam a sobą. Dodaje to smaku pysze. Z wielkością podłość niech się złączy. Nic się wyborniej nie kojarzy. Pomiataj mną, ty, którym pomiatają inni. Znikczemnienie niżej znikczemnienia — cóż za rozkosz! Wypielęgnowany długoletnią tęsknotą, podwójny ten bezcześci kwiat niechże raz zerwę! Stopami mię twemi zgnieć! Tem mocniej mię pokochasz. Wiem to. Ale czy rozumiesz, dlaczego ja cię ubóstwiam? Bo pogardzam tobą. Znajdujesz się tak dalece niżej ode mnie, że aż cię to na podwyższeniu stawia. Górę z otchłanią w jedno zbić zamętem jest; a ja zamęt lubię. Z niego wszystko się poczyna i na nim kończy. Cóż to jest zamęt? Jedno tylko niezmierzone zbiorowisko kału. A przecież z kału tego światło trysnęło, z śmietniska tego świat się zrodził. Ani pojęcia mieć nie możesz, do jakiego stopnia jestem przewrotna. Z błotem gwiazdę zagnieć a mnie utworzysz.
Tak mówiła straszliwa ta kobieta, podczas gdy opadająca z piersi jej szata odsłaniała całe bogactwo kształtów jej dziewiczych. Ciągnęła dalej:
— Lwica dla wszystkich, suka dla ciebie. Jak też to się świat wydziwiać będzie! Być dziwowiskiem głupców przyjemną jest rzeczą. Ja, ja rozumiem siebie. Jeślim jest boginią, to wszak Amfitryte kochała jednookiego Cyklopa. Jeżelim czarodziejką, to Urgela wybrała sobie
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/223
Ta strona została przepisana.