Rodope? Władczyni Egiptu, która kochała Phteha, człowieka z głową krokodyla. Na cześć jego wybudowała trzecią piramidę. Pentezilea kochała Centaura, który się z tego powodu stał konstelacją, Strzelcem zwaną. A co myślisz o Annie austrjackiej? Jakżeż Mazarin byłbrzydki! Ty już nie brzydki jesteś, ale potworny. Brzydota małością jest, a potworność wielkością. Brzydota to wydrzeźnianie się szatana poza pięknością. Ale potworność jest odwrotną stroną szczytności. To tylko inny jej objaw. Olimp posiada dwa stoki; jeden, ku słońcu zwrócony, Apollona wydał; drugi, od strony nocy, Polifema. Ty, tyś jest Tytanem! Byłbyś Behemotem w puszczy leśnej, Lewiatanem w Oceanie, Tyfonem w odchłani błota. Jesteś potężny. Jest coś gromowego w twojej potworności. Możnaby sądzić że ci twarz poprzeorywały ciosy piorunów. Niby wyczytuje się na niej gniewne szkicowanie wielkiej płomienistej pięści. Urobiła cię i przepadła. Zapamiętałość ciemna, we wściekłości przystępie, wlepiła ci duszę pod tę straszliwą postać nadludzką. Piekło jest rozpalonym przyrządem katowskim, w którym się do czerwoności rozpala żelazo, przeznaczeniem zwane; otóż tyś napiętnowany tem żelazem. Kochać cię jest to rozumieć wielkość. Ja to się cieszę tem zwycięstwem! Zakochać się w Apollonie, potrzebaż na to wysiłku? Zdumieniem chwała się mierzy. Ja cię kocham. Marzyłam o tobie noce całe, noce całe, noce całe! Ten pałac to mój własny. Musisz zobaczyć moje ogrody. Są tam zdroje szemrzące pośród liści, pieczary do pieszczot i przepyszne posągi dłuta kawalera Bernina. A co kwiatów! Może ich nawet zanadto. Wiosną płonie tam od róż. Czy ci mówiłam, że królowa jest moją siostrą? Rób ze mną, co ci się podoba. Stworzona jestem na to, żeby mi Jowisz całował stopy, a szatan w twarz mi pluł. Maszże ty jaką wiarę? Ja jestem papistką. Mój ojciec Jakób II umarł we Francji z tłumem jezuitów wokoło siebie. Nigdy, jak żyję, nie doświadczałam tego, co doświadczam przy tobie. O, chciałabym w księżycowy wieczór być razem z tobą, przy hucznej muzyki dźwiękach, oboje siedzący na jednem wezgłowiu, pod szkarłatnym namiotem złocistej galery, wpośród niewyczerpanych słodyczy kołysania się fal. Znieważaj mnie.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/225
Ta strona została przepisana.