Bij mię. Płać mi. Nie miej mnie za stworzenie boskie. Ja cię ubóstwiam.
Pieszczoty wyciem być mogą. Wątpicie o tem? Wejdźcie tylko do lwiej jaskini. Ohyda siedziała w tej kobiecie, z wdziękiem napoły. Nic mocniej dramatycznego. Czułeś tam szpony, czułeś tam dotknięcie aksamitu. Był to napad tygrysi, przerywany uskakiwaniem. Była igraszka, była i śmierć w tych podskokach. Kobieta ta ubóstwiała bezwstydnie. Wypływem tego było udzielanie się szału. Nieprzeparta wymowa, niewypowiedzianie gwałtowna i słodka. Zniewaga słów tych nie znieważała. Zarazem bałwochwalstwo ich obelgą było. Jednocześnie policzkowanie ich wniebowzięciem było. Dźwięki mowy tej kobiety nadawały szalonym jej i palącym miłością słowom jakąś cechę prometejskiej wielkości. Obchody świąt wielkiej bogini, opiewane przez Ajschylosa, udzielały kobietom, szukającym Satyrów przy gwiazd blasku, tej samej ponurej wściekłości bohaterskiej. Szały podobne podrzucały także tajemnicze grona, tańczące pod konarami dębu Dodony. Kobieta ta wydawała się całkiem przeistoczoną, jeśli tylko podobna być przeistoczonym po stronie przeciwnej niebu. Włosy jej unosiły się dreszczem grzywy; suknia jej się rozsuwała, potem przymykała znowu; nic czarowniejszego jak jej łono pełne dzikich wykrzyków. Promienie błękitnego jej oka krzyżowały się z błyskami jej czarnej źrenicy. Wydawała się nadprzyrodzoną. Gwynplaine, coraz bardziej słabnący, czuł, że ulega powoli przenikliwym wrażeniom podobnego zbliżenia.
— Kocham cię! — zawołała. I ukąsiła go pocałunkiem.
Homer ma chmury, które miały się może stać konieczne nad Gwynplainem i Jozyaną, tak jak nad Jowiszem i Junoną. Dla Gwynplaina kochanym być przez kobietę, która miała wzrok i widzieć go mogła, i czuć na swoich ustach potwornych dotknięcie niebiańskiego pocałunku było czemś wytwornem i gromowładnem. Zdawało mu się, że wobec tej kobiety, pełnej zagadkowości, wszystko się w nim rozpierzcha. Wspomnienie Dei szarpało się, pokrzykując boleśnie pośród tego cienia. Istnieje starożytna płaskorzeźba, przedstawiająca sfinksa zjadającego
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/226
Ta strona została przepisana.