to było tronem. Tronem Wielkiej Brytanji. Sala zaś, w której Gwynplaine był zasiadł — Izbą lordów, parów Anglji.
Powiedzmy, jakim sposobem on się tam dostał. Dzień ten cały, od rana poczynając, a kończąc na wieczorze, od Windsoru do Londynu, od Corleone-Lodge do Westminster-Hallu, był dla niego nieustannym tylko po szczeblach w górę pochodem. Co krok oszołomienie nowe. Z Windsoru ruszył w pojeździe królewskim, w otoczeniu, jakie przystało parowi państwa. Straż zaszczytna dziwnie podobna bywa do straży bezpieczeństwa.
Dnia tego przechodnie widzieć mogli liczny orszak dworzan królewskich, towarzyszący szparko pędzącym dwom wspaniałym karocom. W pierwszej siedział woźny od Czarnego Pręta, trzymający w ręku władzy swej godło. W drugiej widać tylko było szeroki kapelusz z białemi pióry, najzupełniej ocieniający czyjeś oblicze. Ale kto tam siedział? Książę jaki, czy więzień jaki? Gwynplaine to był poprostu. Wyglądało to, jakby kogoś wieziono do Wieży Londyńskiej, jeżeli tylko nie do Izby parów.
Anna stosownie tu wszystko urządziła. Ponieważ się to tyczyło przyszłego męża jej siostry, z własnych więc swoich dworzan wyznaczyła otoczenie.
Pomocnik woźnego od Czarnego Pręta jechał konno na czele orszaku. W powozie, w którym siedział sam woźny, na wezgłowiu leżała poduszka przerabiana srebrem. Spoczywała zaś na niej teka czarna, z koroną królewską.
W Brentfordzie, który jest ostatnim poprzęgiem na drodze do Londynu, pochód cały się zatrzymał. Czekała tam kolasa czterokonna, mająca dwóch pocztyljonów, woźnicę dworskiego w peruce, oraz czterech z tyłu lokai. Koła, stopnie, osie, dyszel, słowem wszystkie przybory kolasy, kapały złotem. Zaprzęgi były srebrne. Kolasa ta wielce była wspaniałej i dziwnej budowy. Mogłaby z powodzeniem zająć miejsce pośród pięćdziesięciu jeden karoc, których portrety zostawił nam Roubo.
Woźny wysiadł z karocy, jednocześnie też pomocnik jego zsiadł z konia. Pomocnik wyjął wspomnianą wyżej poduszkę i, trzymając ją oburącz, stanął poza swoim zwierzchnikiem. Poczem woźny, otworzywszy czekającą
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/235
Ta strona została przepisana.