Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/236

Ta strona została przepisana.

kolasę i przystąpiwszy do Gwynplaina, z pełnym szacunku pokłonem prosił go, ażeby się raczył przesiąść, co gdy Gwynplaine uskutecznił, obaj urzędnicy weszli tuż za nim i zasiedli w głębi ławeczkę, przeznaczoną dla paziów w dawnych ceremonjalnych kolasach.
Kolasa wybita była białym atłasem, zaciągniętym koronką, ze sznurami i kutasami srebmemi. Sufit jej zdobny był w herby. Również i tu służba cała nader wspaniale była przybrana.
Gwynplaine, poprzez tumany odurzenia, które go zewsząd okłębiały, zauważył jednak ten przepych i spytał urzędnika:
— Czyja to liberja?
Ten skłonił się i rzekł:
— Wasza własna, milordzie.
Dnia tego w Izbie lordów posiedzenie odbyć się miało wieczorem. Curia erat serena, mówiąc językiem dawnych sprawozdań. W Anglji życie publiczne chętnie bywa nocnem życiem. Wiadomo jest, że razu pewnego zdarzyło się Sheridanowi rozpocząć o północy jakąś mowę, którą dopiero skończył o samym wschodzie słońca.
Dwa poprzednie pojazdy wróciły do Windsoru; kolasa zaś, w której Gwynplaine siedział, skierowała się ku Londynowi. Jechano jak być może najpowolniej. Zdawać się mogło, że tego wymagała godność peruki woźnicy. Bo też i pod postacią tej uroczystej osoby ceremonjał na dobre już brał w opiekę Gwynplaina.
Opóźnianie się to zresztą prawdopodobnie było umyślne. Poniżej ujrzymy może jego przyczyny.
Jeszcze niezupełnie była noc zapadła, kiedy się kolasa zatrzymała przed Kings-Gate, ciężką bramą, wtłoczoną pomiędzy dwie wieżyczki, stanowiącą przejście z White-Hall do Westminsteru. W tem miejscu orszak dworzan skupił się około kolasy. Jeden z lokai zeskoczył z tylnego kozła i otworzył drzwiczki. W tedy wysiadł woźny od Czarnego Pręta, za nim zaś jego pomocnik z poduszką; poczem zaraz zbliżywszy się do Gwynplaina, rzekł:
— Racz wysiąść, milordzie. Proszę zachować kapelusz na głowie.