Kogut, wpadający do klatki drobnych ptasząt i łapczywie wyjadający im ziarno, nieinne sprawia wrażenie. Gwynplaine zjadł niby tym ludziom całą ich publiczność.
Oprócz szarego końca hecarzy, składającego się z połykaczy nożów i wydrzeźniaczy, znajdowały się przecież na jarmarcznym rynku nielada widowiska. Był tam naprzykład cyrk tancerski, brzmiący od rana do wieczora Bóg wie ilu i Bóg wie jakiemi instrumentami, jako to: arfami, bębnami, piszczałkami, dzwonkami, kobzami, brzękadłami, fletami, alpejskiemi rogami i hiszpańskiemi tamburynami. Znajdowało się również pod szerokim okrągłym namiotem towarzystwo skoczków, którymby nie dorównali nasi obecni pirenejscy biegacze, Dulma, Bordenave i Meylonga, którzy ze szczytu Pierrefitte zlatują na płaskowzgórze Limaçon, co się równa upadkowi. Była także menażerja wędrowna, posiadająca niesłychanie słynnego tygrysa-trefnisia, który, zacinany biczem przez swego pogromcę, umiał mu ten bicz z ręki wyrwać i połykać go bez śladu. Otóż nawet i ten drapieżny komedjant w kąt został zapędzony przez Gwynplaina.
Słowem, ciekawość powszechna, grzmiące oklaski, pieniężne zyski, tłumne zbiegowiska — Człowiek Śmiechu niebawem wszystko to zagarnął, jak swoje. Stało się to niemal w mgnieniu oka. Wkrótce jeden tylko Green-Box zdawał się istnieć na świecie.
—„Zamęt Zwyciężony“ stał się zwycięskim zamętem — mówił Ursus, biorąc dla siebie znaczną część powodzenia Gwynplaina i niby pociągając skórę ku sobie, jak się zwykło mówić w narzeczu hecarskiem.
Jak powiedzieliśmy, powodzenie Gwynplaina było niezrównane. Z tem wszystkiem nie wyszło ono poza obręb miejscowości. Przebyć wodę niemałą jest trudnością dla niejednej sławy. Nazwisko Szekspira potrzebowało lat stu trzydziestu na przebycie tej niewielkiej przestrzeni, jaka Anglję od Francji przedziela; woda bowiem jest nielada murem, i gdyby Wolter (czego później mocno żałował) sam Szekspirowi nie był podał drabiny, ten genjusz dziś nawet jeszcze znajdowałby się pewnie po drugiej stronie muru, to jest w Anglji rodzimej, trzymany na uwięzi w swej wyspiarskiej sławie.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/25
Ta strona została przepisana.