Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/273

Ta strona została przepisana.

Podpisane Jozyana. Ta kartka, prawdziwa czy fałszywa, miała entuzjastyczny sukces.
Pewien lord młody, niejaki Karol d’Okehampton, baron Mohun, należący do stronnictwa przeciwnego perukom, z największem uszczęśliwieniem postokroć go odczytywał. Co widząc, przystąpił do niego Lewis de Duras, hrabia Feversham, Anglik z dowcipem francuskim, i począł się w niego wpatrywać z uśmiechem.
— To mi kobieta! — zawołał lord Mohun.
— Właśnie takiej pragnąłbym żony.
Tu zawiązała się pomiędzy nimi następująca rozmowa.
— Co? Co? Ożenić się z księżniczką Jozyaną? — rzekł lord Duras.
— A czemu nie?
— Tam do djabła!
— Ależ taka kobieta, to najwyborniejsza żona w święcie.
— Tak, dla drugich, ale nie dla męża.
— A gdzież tych drugich niema?
— Masz słuszność. W przedmiocie kobiet, zawsześmy po kimś drugim dziedzicami. Tylko kto też tu zrobił początek?
— Adam podobno.
— Ale gdzież tam!
— Właściwie nawet czart.
— Tak, tak, mój kochany — rzekł na to Lewis de Duras.
— Adam był właśnie mężem, jakim ty być pragniesz; bowiem wziął on na siebie wcale nie swoje sprawki. Zdaje się rzeczą niewątpliwą, że ród ludzki potomstwem jest szatana.
Jednocześnie Hugo Cholmley, hrabia Cholmley, prawnik zapamiętały, badany był nader szczegółowo przez Nathanaela Crew, podwójnego para, bo jako barona Crew i jako biskupa Durhamu.
— Czyż to podobna? — mówił Crew.
— Ale czy się to aby prawnie odbyło? — mówił Cholmley.
— Przyjęcie tego nowego przybysza odbyło się wprawdzie poza progiem Izby — powiedział na to biskup — ale słyszałem, że już bywały tego przykłady.