Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/283

Ta strona została przepisana.

Wszystkie głowy, jak jedna, ku niemu się zwróciły. Gwynplaine stał. Snopy światła, bijące od świeczników, umieszczonych po obu stronach tronu, żywo w twarz uderzały, uwydatniając ją wpośród tej sali przymroczonej, z wyskocznością zarysów maski, ukazującej się na tle tumanu.
W chwili tej Gwynplaine uczynił był wysilenie, które, jak to wiemy, przy pewnem natężeniu woli, było mu możebnem. To, coby komu drugiemu wystarczyło do ukrócenia dzikości tygrysa, u niego sprowadzało na chwilę wyraz powagi na twarz, przykrojoną do wiekuistego śmiechu. Długo to jednak trwać nie mogło; można się oprzeć temu, co jest dla nas prawem lub przeznaczeniem, ale tylko na krótko; toż i odmęt morski dźwiga się niekiedy wbrew prawom ciążenia, wzdyma w trąbę i staje się górą, ale pod warunkiem, że wróci znowu do urównania się w płaszczyznę. Było coś podobnego i w owej walce z sobą Gwynplaina. W chwili, którą uważał za przedziwnie uroczystą, nadludzkiem niemal naprężeniem woli, nie na dłużej jednak, jak na oka mgnienie, rzucił sobie na czoło ponurą zasłonę swojej duszy; precz odepchnął od siebie swój uśmiech nieuleczalny; słowem, z tej twarzy, którą mu wbrew jego woli urobiono, wszelki wyraz uciechy wycofał. W chwili tej był już tylko przerażający.
— Któż jest ten człowiek? — ogólnie pytano.
Niewypowiedziany dreszcz przeleciał po wszystkich ławach. Włosy te zjeżone gęstym lasem, te wgłębienia czarne pod brwiami, to przenikające wejrzenie oczu, których dobrze widać nie było, dzikie kształty tej głowy, na której kojarzyły się w sposób groźny światła z cieniami, wszystko to dziwnie było przeszywające. Przechodziło to najwybujalsze oczekiwania. Jakkolwiek lekceważąco wprzódy mówiono o Gwynplainie, to przecież, ujrzawszy go, znaleziono potężnym. Ci nawet, którzy na coś dziwnego byli przygotowani, pokazało się, że czegoś podobnego się nie spodziewali. Wyobrazić sobie, na górze poświęconej bogom, w uroczystość pogodnego wieczoru, gdy zebrali się wszyscy wszechmocni, i twarz Prometeusza, rozorana dziobem sępa ukazująca się nagłe jak krwawy księżyc na widnokręgu. Olimp spostrzegający Kaukaz,