Śmiech zmienił się tu zaprawdę w czynną obelgę. Jak grad zewsząd leciały dowcipki. Najgłupszą stroną zgromadzeń bywa to, że usiłują mieć rozum zbiorowy.
Przesadzające się pomiędzy sobą drwiny zwykle nabok usuwają rzecz, zamiast się nad nią zastanowić, i wydają na nią potępiający wyrok, zamiast ją rozwiązać. Wypadek wszelki jest niby znakiem zapytania; wyśmiewać go jest to wyśmiewać zagadkę. Poza nią stoi sfinks; a ten się nie śmieje.
— Tu. i ówdzie słychać było najsprzeczniejsze wykrzyki:
— Dosyć! Dosyć! — Niech mówił Niech mówi!
William; Farmer, baron Leimpster, rzucał Gwynplainowi w twarz obelgę, jaką niegdyś Ryc-Quiney rzucił był Szekspirowi:
— Histrio! Minta!
Lord Vaughan, człowiek stateczny, dwudziesty dziewiąty z rzędu na ławie baronów, wołał:
— Wracamy znowu do czasów, w których przemawiały zwierzęta. Pośród ust ludzkich bydlęca morda się odezwała.
— Słuchajmy tedy, co nam prawi osioł Balaama — dodał lord Yarmouth.
Ten lord Yarmouth miał nos podobny do kartofla i całkiem krzywą gębę.
— Bezbożny Linnaeus ukarany jest w swojej mogile. Syn płaci za ojca — mówił Jan Hough, biskup Coventry, ten sam, którego uposażenie Gwynplaine był zaczepił.
— On kłamie — twierdził lord Cholmley, prawnik z zamiłowania, — To, co mu się podoba nazywać torturą, jest poprostu ciężką i twardą karą, bardzo pożyteczną przy badaniu. Tortura wcale w Anglji nie istnieje.
Tomasz Wentworth, baron Raby, zwracał się do kanclerza:
— Milordzie kanclerzu, racz zamknąć posiedzenie.
— Nie, nie, nie! Niech mówi dalej! Bawi nas! Hurra! Hep, hep, hep!
Tak wołali młodzi lordowie; wesołość ich w szal przechodziła. Czterech zwłaszcza niemal odchodziło od zmysłów z uciechy i zarazem nienawiści. Byli to: Laurence
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/292
Ta strona została przepisana.