Który się śmieje z czego? Z was, z siebie samego, z wszystkiego. Śmieję się, to ma znaczyć: płaczę.
Tu się wstrzymał przez chwilą.
Zaległo milczenie, śmiechy trwały, ale cichsze. Mógł pomyśleć, te to niejakie skupienie uwagi. Odetchnął i ciągnął dalej:
— Śmiech ten na mojem czole, król położył. Ten śmiech wyraża utrapienie powszechne. Ten śmiech oznacza nienawiść, wymuszone milczenie, wściekłość, rozpacz. Ten śmiech jest wytworem tortur. Ten śmiech jest wymuszonym śmiechem. Gdyby Szatan miał ten śmiech, śmiech ten skazywałby Boga. Ale wieczny nie jest podobny do śmiertelnych; będąc absolutem, jest sprawiedliwy; i Bóg nienawidzi uczynków królów. Ah, myślicie, że jestem wyjątkiem! Ja jestem symbolem. O wszechpotężni głupcy, otwórzcie oczy. Jestem wcieleniem wszystkiego. Przedstawiam ludzkość taką, jaką ją jej władcy zrobili. Człowiek jest kaleką. To, co mnie zrobiono, zrobiono rodzajowi ludzkiemu. Wypaczono mu prawo, sprawiedliwość, prawdą, rozum, inteligencję, tak jak mnie oczy, nozdrza i uszy; tak jak mnie, włożono mu w serce kloaką gniewu i bólu, a na twarz maskę zadowolenia. Tam gdzie spoczywał palec boży, oparły się szpony króla. Potworne nałożenie. Biskupi, parowie i książęta, lud, to cierpiący głęboko, który się śmieje na powierzchni. Milordowie, mówię to wam, lud, to ja. Dzisiaj go uciskacie, dziś drwicie ze mnie. Ale przyszłość to ciemna odwilż. Co było kamieniem, staje się falą. Wygląd stałości zmienia się w zalanie. Trzask, i po wszystkiem. Przyjdzie godzina, w której wstrząs złamie wasz ucisk, ryk odpowie na wasze drwiny. Ta godzina już przyszła — tyś do niej należał, o mój ojcze! Ta boża godzina przyszła, nazywała się Rzecząpospolitą, wypędzono ją, ona wróci. Tym czasem pamiętajcie, że ciąg królów zbrojnych w szpadę został przerwany przez Cromwella zbrojnego w topór. Drżyjcie. Zbliżają się nieprzekupne rozwiązania, obcięte paznokcie odrastają, języki wyrwane unoszą się, stają się językami ognistemi rozrzuconemi z wiatrem ciemności i wyją w nieskończoność; głodni pokazują swoje bezczynne zęby, raje zbudowane na czeluściach piekielnych chwieją się, ludzie cier-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/295
Ta strona została przepisana.