Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/30

Ta strona została przepisana.

carze, zarazem zachwyceni i rozżarci, wpatrywali się w niego, zgrzytając zębami. Kiedy wściekłość podziwia, nazywa się to zawiścią. Ta ostatnia ryczeć zwykła, jak zwierzę. Tak też i ci spróbowali przedewszystkiem zwalić z kretesem „Zamęt zwyciężony“; ukartowali na to tłumną zmowę, poczęli gwizdać, wykrzykiwać, zagłuszać. Ale stało się to tylko dla Ursusa powodem do grzmiącej cycerońskiej przemowy, dla przyjaciela zaś Tom-Jim-Jacka sposobnością wymierzenia tu i owdzie kilku kułaków z rodzaju przywracających porządek. Owe to kułaki do reszty zjednały mu uwagę Gwynplaina, niepomierny zaś szacunek Ursusa. Coprawda jednak, zdaleka całkiem; gdyż, jak to wiemy, towarzystwo Green-Boxu, trzymając się na uboczu od wrzawy tego świata, całkowicie samemu sobie wystarczało; co zaś do Tom-Jim-Jacka, to ten przywódca zgrai wydawał się tylko hulaką, bez stosunków z nikim, bez zażyłości, jedynym do wybijania okien, do użycia pięści, do burdy, zjawiał się nagle, przepadał, jak kamień w wodę, i był kolegą każdego, ale niczyim towarzyszem.
Zawziętość przeciw Gwynplainowi nie dała sobie jednak zamknąć gęby kułakiem Tom-Jim-Jacka. Nic nie wskórawszy głośną protestacją, hecarze Tarrinzeau-Fieldu chwycili się skuteczniejszego sposobu. Tym razem zwrócili się ku zwierzchności. Zwykły to porządek rzeczy. Przeciw powodzeniu, które nam zawadza, poruszamy naprzód złe usposobienie tłumu; kiedy się zaś to nie uda, pozostaje jeszcze zaskarżenie do władzy.
Do hecarzy z chęcią przyłączyli się predykanci. Człowiek Śmiechu rzeczywiście niemało przyniósł szkody kazaniom. Dla niego nietylko cyrki opustoszały, ale i wszystkie pięć kaplic parafji Southwarku. „Zamęt zwyciężony“, Green-Box, Człowiek Śmiechu, słowem, wszystkie te razem wzięte „obrzydliwości Baalowe“ poczęły naprawdę zagrażać kazalnicy — Głos, wołający na puszczy, vox clamantis in deserto, chętnie w takich razach w pomoc przyzywa władzę. Więc też i pastorowie pięciu wspomnianych parafij niezwłocznie poskarżyli się biskupowi Londynu, który też ze swej strony nie omieszkał poskarżyć się królowej.