Clancharlie znalazł się tu, jak lord prawdziwy, wy zaś, jak hecarze. Bowiem, co do jego śmiechu, nie jest on wcale jego winą. A wyście się śmiali z tego śmiechu. Widziałże kto, żeby się śmiano z cudzego nieszczęścia? Otóż jesteście głuptasy. I to głuptasy okrutne. Jeżeli wam się zdaje, że z wasby się śmiać nie można, wierutnie się mylicie; zaledwieście podobni do ludzi, i to jeszcze ubieracie się Bóg wie po jakiemu. Milordzie Hoversham, widziałem niedawno twoją kochankę, jest ohydna. Księżniczka, ale małpa. Panowie śmieszkowie, powtarzam, że radbym mocno słyszeć którego z was, mówiącego rozsądnie choćby pół minuty. Mnóstwo ludzi gada, ale mało kto mówi co się zowie. Sądzicie, że coś umiecie, dlatego, że, zanim zasiedliście jako parowie na ławach Westminsteru, siedzieliście jako osły w Oxfordzie i Cambridge, w kolegjum Gonewill i Cains. Ja wam tu śmiało patrzę w oczy. Bezwstydnieście się popisali z przyjęciem nowego towarzysza. Powiadacie, że to potwór. Tak jest, przyznaję to, ale potwór rzucony na pastwę zwierzętom. W każdym razie wolałbym być nim, niż wami. Byłem na posiedzeniu, siedząc na dawnem mojem miejscu, jako domniemany dziedzic parostwa, i wybornie wszystko słyszałem. Nie miałem tam prawa się odezwać, ale niemniej mam prawo być szlachcicem. Cała wasza uciecha piekielnie mię znudziła. A ja, kiedy mi się co nie podoba, to gotów jestem pójść choćby na górę Pondlehill, by urwać tam trawę, która, jak wiadomo, ściąga piorun na tego, kto się jej dotknie. Z tego tedy powodu przybyłem właśnie czekać was tu przy wyjściu. Czasem porozmawiać nie zawadzi, a my właśnie mamy z sobą do pogadania. Czyście się też nie domyślali, że w tym razie mnie samemu ubliżacie? Bądź co bądź, szanowni panowie, czuję w sobie nieprzepartą chętkę zabić któregokolwiek z was tu obecnych. Otóż wiedzcie wszyscy, ilu was tu jest, Tomaszu Tufton, hrabio Thanet, Savage, hrabio Rivers, Karolu Spencer, hrabio Sunderland, Laurence Hyde, hrabio Rochester, wy, baronowie, Gray de Rolleston, Cary Hundson, Escrick, Rockingham, ty, mały Carteret, ty, Robercie Darcey, hrabio Holderness, ty, Williamie, wicehrabio Halton, i ty, Ralfie, książę Montagu, i wszyscy inni, którzy
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/303
Ta strona została przepisana.