Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/305

Ta strona została przepisana.

cym wyjdzie, gdyż ja was na śmierć wyzywam, na wszelką broń i na wszelkie możebne sposoby, ażebyście sobie wybrać mogli taką śmierć, jaką zechcecie; a ponieważ tyleż się okazaliście motłochem, ile szlachtą, chcę zastosować wyzwanie do różności waszego uzdolnienia, i z tego powodu wolno wam wybrać broń wszelką, poczynając od szpady, której używają książęta, aż do pięści, którą sobie oberwańcy uliczni miażdżą podłe gnaty.
Na ten szalony potok słów, dumna garstka lordów zimnym tylko odpowiedziała uśmiechem.
— Zgoda — rzekli.
— Ja wybieram pistolety — odezwał się Burlington.
— Ja zaś — rzekł Escrick — staroświecki pojedynek w szrankach, na osęk i maczugę.
— A ja — rzekł Holderness — walkę na dwa noże, jeden długi, drugi krótki, z obnażonem aż do pasa ciałem.
— Lordzie Dawidzie — rzekł hrabia Thanet — wszakżeś ty podobno Szkot? Otóż ja wybieram clajmorę.
— Ja szpadę — rzekł Rockingham.
— A ja — rzekł książę Ralph — wybieram pięść. To broń daleko szlachetniejsza.
A wtem Gwynplaine wystąpił z cienia.
Podszedł wprost ku temu, którego dotąd miał za Tom-Jim-Jacka i w którym teraz począł się domyślać całkiem czego innego, i rzekł:
— Dziękuję, milordzie. Ale rzecz ta cała do mnie jednego należy.
Wszystkie głowy ku niemu się zwróciły.
Gwynplaine bliżej jeszcze przystąpił. Czuł, że go coś pociąga ku temu człowiekowi, którego słyszał jak nazywano lordem Dawidem, a który był może czemś więcej jeszcze, niż jego obrońcą.
Ale, widząc go, Dawid wtył się cofnął.
— A, to ty! — zawołał. — To i ty tu? Jakże się to wybornie składa. Mam ja i z tobą coś do załatwienia. Tylko co poważyłeś się mówić o pewnej kobiecie, która, kochanką będąc Linnaeusa Clancharlie, sprzeniewierzyła mu się dla drugiego.
— Tak jest, mówiłem to.