Ogarnęło Gwynplaina szaleństwo trwogi. Co to wszystko ma znaczyć? Cóż się tu takiego stało? Czyż już niema więcej nikogo? Czyż poza nim zapadło się już życie wszelkie? Co zrobiono z tym i ludźmi wszystkimi? Ach, Boże przedwieczny!
Jak nawałnica, rzucił się ku domowi. Walił w furtkę, walił w bramę, w okna, w okiennice, w ściany, to pięściami, to nogami, oszalały z przestrachu i niepewności. Wołał gospodarza, chłopaka, Fibi, Vinos, Ursusa, Homa, wszelkiego rodzaju wyznania, wszelkie dźwięki rzucił w te mury. Chwilami przerywał sobie i nasłuchiwał, ale dom pozostawał zawsze niemy i zamarły. Wtedy, do rozpaczy przywiedziony, zaczynał znowu. Ale uderzenia i wykrzyki budziły tylko głęboko uśpione echa. Powiedziałbyś, grzmot, usiłujący zbudzić mogiłę.
W pewnym stopniu przerażenia człowiek straszliwym się staje. Kto się wszystkiego obawia, nie obawia się już więcej niczego. Niby nogami kopiesz wtedy sfinksa. Niby poszturchujesz zjawiska świata nieznanego. Gwynplaine powtarzał hałaśliwe dobijanie się we wszelki sposób możebny, zatrzymując się, wracając do niego znowu, niewyczerpany w uderzeniach i wykrzykach, zdobywając niby szturmem to pełne grozy milczenie.
Po stokroć przyzywał tych, którzy tam się znajdować mogli; wywoływał wszystkie imiona, z wyjątkiem jednej Dei. Była to ostrożność, z której sobie nie zdawał już sprawy, ale którą w obłędzie swoim przeczuciowo jeszcze zachowywał.
Po wyczerpaniu kołatania i wołania, pozostawało już tylko jedno: przemocą do wnętrza się dostać. Powiedział sobie: — Tam ja przecież wejść muszę. — Ale jak? Stłukł uderzeniem pięści szybę w okienku, zagłębił tam rękę i, nie zważając na to, że ją kaleczy, odsunął zasuwkę i otworzył je całe. Tu spostrzegł, że mu szpada zawadza; z gniewem zerwał ją z siebie i na bruk rzucił. Poczem wspiął się do okienka i, jakkolwiek ciasno było, przez nie się prześlizgnął do wnętrza gospody. Legowisko posługacza rzeczywiście w skrytce się tej znajdowało, ale chłopak wcale na niem nie spał. Jeżelić tedy Govicum o tej porze w łóżku
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/310
Ta strona została przepisana.