cież opatrzność. To pomyślawszy, uczuł w sobie oburzenie. Nieopatrzneż to przyzwolenie! Jakiegoż to on targu dobił, jakże niedołężną zrobił zamianę! Z tą opatrznością na własną ułożył się stratę. W zamian za bezmiar ruchomy, pośród którego się człowiek rozbija i przepada, on szczęście oddał. Za ocean perłę dał. O bezrozumny, o głupi, o stokrotnie oszukany!
A przecież (i tu wznawiał mu się zarzut, na silniejszej już stojąc podstawie), pośród tej gorączki zaszczytów, która go opanowała, nie wszystko znowu było tak niezdrowe. Odrzucenie tego wszystkiego samolubstwem być mogło; tyleż przynajmniej, co obowiązkiem przyjęcie. Nagle w lorda przeistoczony, cóż uczynić miał? Powikłanie wypadków wyradza niepewność w umyśle. Właśnie tak się z Gwynplainem stało. Obowiązek wydający najsprzeczniejsze rozkazy, obowiązek ze wszech stron na raz jeden, obowiązek wieloraki i niemal w niezgodzie sam z sobą — oto oszołomienie, którem u Gwynplaine uległ mimowolnie. To właśnie oszołomienie całkiem go zdrętwiło; mianowicie w czasie owego przejazdu z Corleone-Lodge do Izby lordów, któremu oprzeć się zaniedbał. To, co w życiu pochodem w górę się zowie, jest tylko zamianą zwykłego kierunku na inny, mocno niepokojący ducha. Gdzież tu jest odtąd szlak prosty? Względem kogoż tu pierwszy obowiązek? Czy względem swoich najbliższych, czy względem rodu ludzkiego? Czyliż się tu nie wymienia szczupłego kółka na jeden wielki widnokrąg? Wgórę się wynosisz, i oto czujesz, jak na twej uczciwości coraz większe brzemię cięży. Im wyżej jesteś, tem mocniej odpowiedzialnym się czujesz. Rozszerzenie prawa zwiększa obowiązek. Tu i owdzie nastręczają ci się, jakkolwiek może w przywidzeniu tylko, rozliczne szlaki, u których wejścia mniemasz spostrzegać drogowskaz sumienia. Dokąd tu iść? Czy wyjść stąd? Czy zostać? Czy naprzód się posuwać? Czy cofać? Jak tu sobie radzić? Dziwną jest rzeczą, że i obowiązek ma swoje drogi rozstajne. Odpowiedzialność może labiryntem bywać. Stąd poszła zakłopotana powolność i niema trwoga Gwynplaina; stąd i posłuszeństwo jego wezwaniu do zasiadania. Człowiek zadumany najczęściej biernie się
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/316
Ta strona została przepisana.