przez niego znieważony i w której go pokochał. Co tu przygnębienia!
A teraz trzebaby dalej iść. Cóż, kiedy niepodobna. Zewsząd były tylko gruzy. I pocóż zresztą? Wszelkie utrudzenia znajdują się na dnie rozpaczy. Próba dokonana została, i nie było co rozpoczynać jej na nowo.
Gracz, któryby wydał jedne po drugiej wszystkie swoje atuty, porównaćby się dał do Gwynplaina.
Gromem rażeni nie poruszają się. Więc też i Gwynplaine stał nieruchomy. Ktoby go widział zdaleka w tym cieniu, wyprężonego i bez ruchu, ponad tą krawędzią, sądziłby, że ogląda głaz stojący. Piekło, wąż i dumanie własnemi skręty się obwijają. Gwynplaine zstępował lejkowatem zejściem, prowadzącem w coraz bardziej grobowe głębie zamyślenia. Świat ten, który na chwilę oczom jego błysnął, on rozpatrywał teraz tym zimnym wzrokiem, który stanowczym bywa na rzeczy poglądem.
Zbadał po kolei przeznaczenie, położenie rzeczy, społeczeństwo i wreszcie sam ego siebie. Czemże się okazało przeznaczenie? Zasadzką. Czemże położenie? Rozpaczą.
A społeczeństwo? Nienawiścią. A on sam? Zwyciężonym. Więc w głębi duszy wykrzyknął: — Społeczność jest macochą! Przyroda tylko jest matką! Społeczność jest światem ciała, przyroda zaś duszy światem. Pierwszej kresem jest trumna, sosnowe pudło w zimnym dole, robakom pastwa, i na tem ona kończy. Druga wiedzie ku rozwartym skrzydłom, ku przemienieniu w zorzy brzaskach, ku wniebowzięciu, i tam się znowu rozpoczyna.
Stopniowo obłęd go opanowywał. Zgubne niby wirowanie. To, co się kończy, miewa chwilę rozjaśnienia, w której cała przeszłość wybłyska.
Kto sądzi, ten i zestawia. Gwynplaine porównał to, co społeczeństwo dla niego zrobiło, z tem, co uczyniła dla niego przyroda. Jakże ona przychylna mu była! Jakąż go ona otoczyła opieką, ona, wszech-duszą będąca! Wszystko mu wydarto, nawet i oblicze; dusza owa wszystko mu to zwróciła. Wszystko aż do twarzy; gdyż znalazła się na tym padole płaczu niebiańska niewidoma, wyłącznie dla niego stworzona, która, niezdolna spostrzec jego brzydoty, jego tylko piękność widziała.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/318
Ta strona została przepisana.