Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/323

Ta strona została przepisana.
ZAKOŃCZENIE
MORZE I NOC
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stróż domowy może być wybawicielem.

Gwynplaine nie mógł powstrzymać wykrzyku:
— To ty, Homo!
Homo pokręcił ogonem. Oczy mu się iskrzyły w ciemności. Patrzał w Gwynplaina.
Poczem zaczął mu znowu lizać ręce. Gwynplaine chwilowo zachwiał się, jakby pijany. Od tego niezmiernego powrotu nadziei niezmiernego też doznał wstrząśnienia. Homo! Cóż za zjawisko! Od dwóch dni przeszło wyczerpał był, możnaby powiedzieć, wszystkie odmiany uderzeń gromu; obecnie uderzał w niego grom radości. Odzyskana pewność, a przynajmniej światełko do niej wiodące, nagłe wdanie się tajemniczej jakiejś łaskawości, będącej może losu udziałem, życie w najczarniejszej grobu godzinie mówiące: — Oto jestem! — chwila, w której nie wyczekujesz już niczego, zarysowująca ci nagle uleczenie i swobodę, coś, jakby punkt oparcia odzyskany na samej krawędzi zaprzepaszczenia — jeden Homo był tem wszystkiem. Gwynplaine wilka niby w światłościach ujrzał.
Tymczasem Homo się odwrócił. Zrobił kilka kroków i spojrzał poza siebie, jakby chcąc widzieć, czy Gwynplaine za nim idzie.
Gwynplaine w istocie poszedł za nim. Homo, kręcąc ogonem, udał się w dalszą drogę.
Droga ta szła pochyłością wybrzeża Effroc-stone. Ta pochyłość prowadziła do brzegu Tamizy. Gwynplaine prowadzony przez wilka szedł tą pochyłością.
Co pewien czas Homo, odwracając się, spoglądał w stronę Gwynplaina.