Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/327

Ta strona została przepisana.

strzał promienie latarni. Koła nawet powykrzywiane były. Ściany, podłoga i osie wydawały się wyczerpane z utrudzenia. Całość przedstawiała coś przygnębionego i błagającego litości. Dwie wyskoczne wyniosłości u koziołka wyglądały jakby dwie ręce ku niebu wzniesione. Słowem, cała ta nieboszczka wydawała się dziwnie roztrzęsiona. Od jej spodu zwieszał się jeszcze łańcuch, będący niegdyś własnością Homa.
Odnaleźć znowu swoje życie, swoją szczęśliwość, swoją miłość, i bez tchu przybiec ku temu, toż takie zdaje się jest prawo przyrody. Zapewne, z wyjątkiem jednak wypadku głębokiego wzruszenia. Kto zachwiany całkiem i najzupełniej strapiony, tylko co przeszedłszy szereg klęsk do zdrad podobnych, ku dawnemu swemu szczęściu się wydziera, ten w radości nawet przezorność zachowuje, ten obawia się udzielić coś ze swej złej doli tym, których kocha, ten lęka się w sobie czegoś smutno zaraźliwego, więc ku wybawieniu z niedoli tylko z ostrożnością podchodzi. Raj ci się wprawdzie otwiera, ale zanim stopę na progu jego postawisz, bacznie się jeszcze rozglądasz tu i owdzie.
Więc też Gwynplaine, od wzruszenia na nogach się chwiejąc, wahał się.
Tymczasem wilk poszedł spokojnie się położyć przy swoim łańcuchu.

ROZDZIAŁ DRUGI
Barkilphedro do orlicy mierzył, a trafił w gołębia.

Opuszczony był stopień od budy, również i drzwi od niej uchylone; ale w głębi nie było nikogo; skąpe światło, wchodzące przez szybki od przodu, zarysowywało w półcieniu smutne wnętrze izdebki. Napisy Ursusa, sławiące wielkość lordów, odbijały się wyraźnie na deskach bielonych, będących jednocześnie murem na zewnątrz i ścianą od wewnątrz. U drzwi, na gwoździu, Gwynplaine ujrzał uczepioną swoją opończę i fartuch skórzany, niby odzienie po zmarłym, wiszące w kostnicy.
Nie miał na sobie w tej chwili ani zwierzchniego odzienia, ani kamizelki.