a prawo zwyczajowe bierze nad niemi górę; słowem, przestarzałe i dzikie ustawodawstwo, przeglądające jeszcze poprzez przezroczystość ogromów swobody, oto, możnaby powiedzieć, dzieje polityczne starej Anglji.
Człowiek Śmiechu, „Zamęt zwyciężony“, Homo mogli tedy mieć przeciw sobie całą zgraję hecarzy, wszystkich predykatorów, izbę gmin, izbę lordów, wreszcie samą królową, wreszcie Londyn cały, wreszcie całą Anglję, a jednak ani się troszczyć o cośkolwiek z tego wszystkiego, dopóki tylko Southwark z nimi trzymał. Green-Box był ulubioną zabawą przedmieścia, a władzy miejscowej wydawało się to rzeczą całkiem obojętną. W Anglji zaś, jak wiadomo, obojętność zwierzchności to zarazem jej opieka. Dopóki szeryf hrabstwa Surrey, do którego Southwark należał, nie dawał znaku życia, dopóty Ursus bać się nie miał czego, Homo zaś najbezpieczniej spać sobie mógł na oba swoje wilcze uszy. Zawiści tedy okolicznych współzawodników więcej w tym razie dopomagały, niż szkodziły. Green-Boxowi rzeczywiście ani na jotę nie ubywało powodzenia. Nawet całkiem przeciwnie. Ponieważ gruchnęło było tu i owdzie, że się przeciw niemu coś knuje, Człowiek Śmiechu znacznie więcej jeszcze nabrał wziętości. Tłumy uliczne umieją przewąchać potajemne podkopy i chętnie dopomagają wtedy do ich udaremnienia. Ściągnięcie na siebie podejrzenia liczy się u nich za zasługę. Lud przeczuciowo staje po stronie tego, którem u palcem pogrożono. Rzecz, wytknięta jako szkodliwa, zawsze jest pewnym rodzajem zakazanego owocu; spieszy się każdy czemprędzej go nadkąsić. I zresztą oklaski, będące komuś na złość, szczególnie gdy tym kimś jest władza, bywają wielce przyjemne. Przepędzić sobie mimochodem przyjemny wieczór, trzymając zarazem stronę uciśnionego przeciw uciskającemu, rzecz to wcale miła. Tyleż dopomagasz w tem drugiemu, co i sam się bawisz. Dodajmy do tego, że szanowni sąsiedzi hecowi po dawnemu wygwizdywali Człowieka Śmiechu i podszczuwali przeciw niemu. Nic wyborniej nie zapewnia powodzenia. Nieprzyjacielskie hałasy tem bywają skuteczne, że podsycają jeszcze i wzmacniają siłę triumfu. Przyjaciel daleko prędzej się zmęczy wychwalaniem, niż nieprzyjaciel obelgami.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/33
Ta strona została przepisana.