Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/331

Ta strona została przepisana.

Lekkie stuknięcie ogonem było znakiem przyzwolenia wilka.
Ursus mówił dalej:
— Gdyby to z boleści można tak samo wyjść, jak się z miasta wychodzi! Wtedy, Homo, moglibyśmy jeszcze być szczęśliwi. Zawsze jednak byłby z nami ten, którego już niema. Cień podobny to ci zawsze cięży na tych, którzy na ziemi pozostali. Wiesz, o kim chcę mówić. Było nas czworo; teraz już troje tylko. Życie jest jedynie nieskończonem utrącaniem wszystkiego, co człowiek kocha. Pozostawiasz poza sobą długi ogon boleści. Przeznaczenie zarzuca nas rozwlekłą czeredą nieznośnych cierpień. I dziwić się tu, że starzy się powtarzają! Rozpacz to robi ludzi safandułami. Homo, mój przyjacielu szanowny, wiatr ciągle dmucha od tyłu. Już nie widać nawet kopuły świętego Pawła. Za chwilę będziemy w Greenwich. Będzie to już dobre sześć mil drogi. Ach, niech djabli porwą wszystkie te nikczemne stolice, pełne w apentake’ów, szeryfów i tym podobnego motłochu! Wolę sto razy liście w boru. — A zawsze ma czoło spotniałe. A także błękitnawe żyłki nabierają jej na skroni. Gorączka to w nich siedzi! Ach, ach! Co to z tego będzie? Wszystko to mnie zabija. Śpij, moje dziecię. Tak, ona śpi.
W tem miejscu głos się nowy odezwał, głos dziwnego dźwięku, zdający się być odległym, zdający się pochodzić jednocześnie z wyżyn i z głębokości, głos po niebiańsku złowrogi, głos Dei.
Wszystko, czego Gwynplaine aż dotąd doświadczył, zdało mu się nigdy nie byłem. Jego anioł nareszcie przemawiał. Zdało mu się słyszeć słowa mówione z poza życia, w rozpierzchnięciu jakiemś nieba pełnem.
Mówiły one:
— Dobrze on zrobił, że sobie odszedł. Świat ten nie jest taki, jakiego mu potrzeba. Tylko że i ja wraz z nim odejść muszę. Ojcze, ja nie jestem chora. Słyszałam przed chwilą, jakeś z sobą rozmawiał. Jestem zdrowa. Jestem zupełnie zdrowa. Spałam. Ojcze, ja będę wkrótce szczęśliwa.
— Moje dziecko — rzekł Ursus z wyrazem trwogi — co rozumiesz przez te słowa?