Głos mówił swoje:
— Pocóż na ziemi szukać, kiedy znaleźć można tylko w niebie?
Na to rzekł Ursus prawie już w gniewie:
— Proszę cię, cicho bądź. Bywają chwile, w których zdajesz się nie mieć rozumu. Zabraniam ci wszelkiego wzruszenia. Właściwie mówiąc, nie masz żadnego obowiązku wiedzieć, co to jest rozdęcie żyły sercowej. Ale wierz mi, że dopóty się nie uspokoję, dopóki ty nie będziesz spokojna. Moje dziecko, zróbże coś i dla mnie. On cię prawda podniósł z ziemi, ale ja cię przyjąłem do budy. No, no, stwarzasz sobie chorobę. Tak nie trzeba. Oto uspokój się i zaśnij. Wszystko dobrze będzie. Daję ci na to słowo honoru, że wszystko będzie dobrze. Zresztą wyborną mamy pogodę. To jest noc jakby dla nas stworzona. Jutro będziemy w Rotterdamie, który jest miastem holenderskiem, tuż przy ujściu Meusy.
— Widzisz ojcze, — rzekł głos — kiedy się z kim od dzieciństwa było razem, i to nieustannie razem, to najlepiej, żeby tak zawsze było, gdyż inaczej umrzeć trzeba, i nawet niepodobnaby tego nie zrobić. Ja cię niemniej bardzo a bardzo kocham, a jednak czuję, że już niezupełnie jestem z tobą, jakkolwiek i z nim jeszcze nie jestem.
— No, co tam — mówił Ursus — staraj się zasnąć.
Głos odpowiedział:
— Będzie czas i na to.
Ursus rzekł znowu, całkiem już drżącym głosem:
— Ależ ja ci powiadam, że płyniemy do Holandji, do miasta Rotterdamu.
— Mój ojcze — ciągnął głos dalej — ja nie jestem wcale słaba. Jeżeli to cię trwoży, to się uspokój. Nie mam wcale maligny, trochę mi tylko gorąco, nic więcej.
Ursus wybąkał:
— Do Rotterdamu płyniemy.
— Ja jestem zupełnie zdrowa, tylko... tylko widzisz, ojcze... czuję, że umieram.
— Ale dajże pokój z takiemi rzeczami — rzekł na to Ursus.
I mruknął pod nosem:
— Byle tylko nie doznała jakiego gwałtownego wzruszenia!
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/334
Ta strona została przepisana.