Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/337

Ta strona została przepisana.

I śpiewała dalej:

Es menester a cielos ir...
...Dexa, quiero,
A tu negro
Caparazon.

[1]

I wyciągnęła rękę, jakby szukając, na czemby się tu oprzeć w nieskończoności.
A wtem Gwynplaine, ukazawszy się nagle skamieniałemu ze zdumienia Ursusowi, u stóp jej ukląkł.
— Nigdy! — powtórzyła Dea. — Nigdy go już nie usłyszę.
I znowu śpiewać poczęła obłąkana:

Dexa, quiero,
A tu negro
Caparazon.

Tu usłyszała nagle głos ukochany, który jej odpowiadał:

O ven! ama!
Eres alma,
Soy corazon.

[2]

I jednocześnie uczuła pod ręką głowę Gwynplaina. Z piersi jej wydarł się wykrzyk niewysłowionej mocy:
— Gwynplaine! Gwiaździste blaski trysnęły z jej pobladłej twarzy i nogi się pod nią zachwiały.
Gwynplaine przyjął ją w objęcia.
— Co? Więc żyjesz? — zawołał Ursus.
Dea powtórzyła:
— Gwynplaine!
I przycisnęła głowę do jego twarzy. Poczem wyszeptała zcicha:

— Zstąpiłeś znowu z nieba! Dziękuję ci.

  1. Trzeba iść do nieba...
    ...Opuść, chcę tego,
    Twą czarną powłokę!
  2. O! przyjdź! Kochaj!
    Tyś jest duszą!
    Jam jest sercem.