Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/338

Ta strona została przepisana.

I podniósłszy czoło, wsparta na kolanie Gwynplaina, wpół przez niego ujęta, zwróciła ku niemu swoją twarz słodką i utkwiła mu w oczach oczy pełne zarazem ciemności i promieni, jakby się w niego wpatrywała.
— To ty! — rzekła.
Gwynplaine okrywał pocałunkami jej szatę. Są słowa, będące zarazem mową i wykrzykami i łkaniem. Wszelkie zachwyty i boleści wszelkie kojarzą się tam i wybuchają bezładnie. Wszystko to razem najmniejszego nie zdaje się mieć znaczenia, a przecież wypowiada jasno rzecz całą.
— Tak, to ja, to ja, Gwynplaine, ten sam, któregoś ty jest duszą! Czy słyszysz? Któregoś jest dziecięciem, małżonką, gwiazdą, tchnieniem, któregoś jest wiecznością. To ja, ja tu, przy tobie, w objęciach cię trzymam! Jam żyjący. Jam twój. Ach, kiedy pomyślę, że tylko co miałem już przestać żyć! Jeszcze chwila, a byłoby po wszystkiem. Gdyby nie Homo! Ja ci to później opowiem. Jakże to rozpacz radości bywa bliską! O Deo moja, żyj mi! Deo, przebacz mi! Tak, twój na zawsze! Tak jest, masz zupełnie umysł zdrowy, dotknij mojego czoła, przekonaj się, że to ja. Gdybyś wiedziała! Ale nic nas już nie rozdzieli. Z piekła wychodzę i w niebo wracam. Powiadasz, żem zszedł? Nie, jam się wzniósł znowu. I otom znowu z tobą. Na zawsze, powiadam ci. Razem! Razem znów jesteśmy! Ktoby to powiedział? Odnajdujemy się znowu. Wszystkiemu złemu już koniec. Przed nami już tylko kraj zaczarowany. Rozpoczniemy znowu dawne nasze życie szczęśliwe, i tak dzielnie zatrzaśniemy drzwi za sobą, że los prześladowczy ani się już do nas dobrać potrafi. Wszystko ci opowiem. Zdumisz się. Statek już odpłynął. Nikt już nie jest w stanie zrobić, żeby nie odpłynął. W drodze jesteśmy i swobodni. Do Holandji płyniemy; tam się połączymy, nie będę w kłopocie co do zarabiania na życie; któż mi teraz tego zabronić potrafi? Nie mamy się już czego obawiać. Deo, ja cię ubóstwiam.
— Ależ nie tak prędko! — bąknął Ursus.
Tymczasem Dea, drżąca cała, oprowadzała ręką po twarzy Gwynplaina, szepcząc sobie zcicha;
— Nie jestże to niebiańskie oblicze?