Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/339

Ta strona została przepisana.

Z kolei dotykała jego odzienia.
— Fartuch — mówiła — opończa. Nic się nie zmieniło. Wszystko jest, jak i wprzódy.
Tymczasem Ursus osłupiały i jednocześnie rozradowany, śmiejąc się razem z płaczem, przyglądał się im obojgu i gadał sam do siebie:
— Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Jestem chyba osioł ostateczny. Toż widziałem na własne oczy, jak go na cmentarz niesiono! Umiem się tylko śmiać i płakać jednocześnie. Zgłupiałem tak zupełnie, jakbym się zakochał. I nawet tak jest, do djabła! Toż ja się kocham w nich obojgu. Ale daj sobie pokój, stary błaźnie. Za dużo tu coś wzruszenia. Za dużo wzruszenia. Właśniem się tego obawiał. Nie, nie, raczej chciałem tego. Gwynplainie kochany, proszę cię, oszczędzaj ją. A zresztą niech się sobie ściskają. Co mnie to obchodzi? Jam jest pasorzytem ich szczęścia i także mam w niem udział niejaki. W niczem się do niego nie przyczyniłem, a jednak wartoby i od siebie coś tu zrobić. Otóż, moje dzieciaki, błogosławię was.
Podczas zaś tego monologu Ursusa Gwynplaine ciągnął dalej swoje:
— Deo, tyś zanadto piękna. Sam nie wiem, co mi się działo temi dniami. Ależ na Boga, niema nic na ziemi, tylko ty jedna. Oglądam cię znowu i zaledwie temu wierzyć mogę. I oto na tym statku! Ależ powiedz mi, co się takiego stało? Cóż to z wami zrobiono? Gdzie jest Green-Box? Okradziono was, wygnano. Toż niegodziwość! Ach, ale ja się pomszczę za was. Pomszczę się za ciebie, Deo. Niełatwa będzie ze mną sprawa. Jestem parem Anglji!
Ursus, jakby całą jaką planetę w piersi dostał, cofnął się i począł bacznie patrzeć w Gwynplaina.
— Nie umarł, to rzecz widoczna, ale czy tylko nie oszalał?
I z niedowierzaniem nadstawił ucha.
wynplaine mówił dalej:
— Bądź spokojna, Deo. Zaniosę zaskarżenie do Izby lordów.