A lżyć znowu nie jest to koniecznie szkodzić. Właśnie o tem nieprzyjaciele wiedzieć nie chcą. Ale, coprawda znowu, nie mogą oni nie lżyć, choćby i chcieli, a na tem właśnie polega cała ich użyteczność. Doświadczają oni niemożności milczenia, przez co podtrzymują zajęcie powszechne. To też tłum, zamiast się zmniejszać, nawiedzał coraz usilniej „Zamęt zwyciężony“.
Ursus chował dla wyłącznej swojej wiadomości to, co mu opowiadał gospodarz Nicless o zabiegach i zaskarżeniach nieprzyjaciół, i nie wspominał nawet o tem Gwynplainowi, z obawy zaniepokojenia nastroju przedstawień. Jeśli się zdarzyć miało nieszczęście, wiadomość o niem zawszeby i tak przyszła dość wcześnie.
Raz przecież zmuszony był odstąpić od swojej zasady, a to wyłącznie w osobistej sprawie Gwynplaina. Rzecz bowiem była o wiele ważniejsza, niż jarmarczne zmowy. Stało się to zaś w następującej okoliczności. Gwynplaine, podniósłszy raz farthing upadły na ziemię przy obliczaniu wpływów kasy, począł bacznie oglądać (w obecności gospodarza) ten nędzny groszak, wygłaszając przytem uwagi, na temat ludu przedstawionego przez farthing i królowej Anny której podobizna była tam wyryta, mogące mu mocno zaszkodzić, gdyby przypadkiem zostały powtórzone. Jakoż w istocie, puszczone w obieg przez Niclessa, tyle zrobiły drogi po świecie, że wróciły wreszcie do Ursusa za pośrednictwem Fibi czy Winosy. Ursus struchlał. Były to buntownicze słowa. Obraza władzy! Co tu robić? Zawołał Gwynplaina i porządnie go wyburczał:
— Proszę cię raz na zawsze, trzymaj ozór za zębami. Są na świecie dwie zasady, które ci radzę mieć na względzie. Mocny robi, co mu się podoba, słaby wszystkie swoje uwagi w kieszeń chowa. Najpewniejszym sprzymierzeńcem biedaka jest milczenie. Kiedy go się pytają, ma tylko prawo potakiwać. Cóż dopiero, jeśli go nie pytają. Zgadzać się ma na wszystko, oto jedyne jego prawo.