— Ale gdzież tam, najprzewielebniejszy! Do mnie, do mnie samego. To jest nawet nie do mnie — owszem, do nikogo. Raczej do byle kogo. Ale co znowu!
— O, źle! — pomyślał w duchu. — Język mi się już plącze. Ani wiem, co gadam.
Na szczęście umiał być przynajmniej z pozoru panem siebie. Walczył, ale w sobie; na zewnątrz nic jeszcze jakoś widać nie było.
— Wszystko to, co waćpan mówisz — rzekł Minos nader sucho — zdradza pewną wiarę w djabła.
— Tak jest, wcale się tego wypierać nie myślę. Wiara w djabła jest podszewką wiary w Boga. Jedna wspiera drugą. Kto choć trochę nie wierzy w djabła, nie będzie nigdy mocno wierzył w Boga. Kto w słońce wierzy, wierzyć musi i w ciemności. Djabeł jest nocną pomroką wobec światłości Bożej. Noc przecież dnia dowodzi.
Minos umilkł na te gorące słowa Ursusa i pogrążył się w zamyśleniu.
Ursus odetchnął.
Ale nagle został znowu napadnięty obcesowo. Tym razem był to już Eak, ów delegat od medycyny, który to poprzednio wziął był jego stronę, jak się zdaje naprzekór tylko koledze od teologji. Obecnie ze stronnika przeciwnikiem się stając, z pięścią dumnie wspartą na grubym woluminie zaskarżeń, następując słowa niemal w twarz mu rzucił:
— Dowiedzioną jest rzeczą, że kryształ górski jest lodu sublimatem, djament zaś sublimatem kryształu górskiego; prawdą też jest niezachwianą, że na przeistoczenie się lodu w kryształ lat tysiąca potrzeba, na to zaś, żeby się z kryształu djament zrobił — wieków tysiąca. Waćpan temu zaprzeczyłeś.
— Wcale, bynajmniej — odrzekł Ursus, przejęty smutkiem. — Powiedziałem tylko, że przez przeciąg lat tysiąca lód ma aż nadto czasu do stopnienia, i że tysiąc wieków nie tak to łatwa rzecz do porachowania.
Zaczem śledztwo coraz natarczywiej ze wszech stron przypierać poczęło Ursusa. Pytania i odpowiedzi krzyżowały się z błyskiem zadawanych w bitwie ciosów.
— Nie przyznajesz, żeby niektóre zioła miały dar mowy.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/43
Ta strona została przepisana.