Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/45

Ta strona została przepisana.

ludziom o rzeczach, które zdajesz się znać sam tylko jeden; do takich zaliczam wzmiankowanego przez ciebie hoemorrhousa.
— Hoemorrhous jest to żmija, którą widział na własne oczy Tremellius.
Odpowiedź ta wprawiła nieco w kłopot zasoby wiedzy doktora Eaka.
Z czego korzystając, Ursus ciągnął dalej:
— Hoemorrhous tyleż jest rzeczywistem zwierzęciem, co hiena piżmowcowa i co civetta, z dokładnością opisana przez Castellusa.
Nie mogąc sobie inaczej dać rady, Eak nadrobił zuchwalstwem.
— Oto tu masz zapisane własne twoje, niemało podejrzane słowa. Posłuchaj, mój panie.
Tu, poszukawszy nieco w aktach, czytać począł:
— „Istnieją dwie rośliny, to jest thalagssiglis i aglaphotis, które wydają z siebie światło wieczorem. Tym sposobem w dzień są kwiatami, w nocy gwiazdami“.
Poczem, bystro patrząc Ursusowi w oczy:
— Cóż na to powiesz? — spytał.
Na to Ursus:
— Każda roślina jest w sobie świecznikiem. Woń bowiem jest światłem.
Eak przerzucił kilka innych stronic.
— Nie przyznajesz, ażeby pęcherzyki wydrzane tyleż były pomocne, co strój bobrowy.
— Ja tylko powiedziałem, że w tym przedmiocie nie bardzo należy ufać Aecjuszowi.
Eak mocno się zaperzył: — Zajmujesz się leczeniem.
— Zajmuję się nauką leczenia — wyjąkał nieśmiało Ursus.
— Na żywych?
— Raczej na żywych, niż na umarłych — odpowiedział mędrzec.
Ursus bronił się poważnie, ale nie bez pokory; w tem przedziwnem jego zachowaniu się przeważała słodycz obejścia. Mówił zresztą tak cicho, że doktór Eak uczuł potrzebę nader groźnie się do niego zabrać.
— Co tam gruchasz? — rzekł mu gburowato.