Czuł w głębi siebie, od najkruchszej swojej strony (a każdy posiada stronę podobną), uderzanie jakichś pożądań. Dla Ursusa nie byłoby w tem nic ciemnego, Gwynplaine zdać sobie z tego sprawy nie umiał.
Bojowały w nim dwa poczucia: jedno ideału, drugie płci. Odbywają się tego rodzaju walki białego z czarnym anioła na moście, rzuconym ponad otchłanią.
Skończyło się na tem, że czarny anioł został w przepaść strącony.
Nagle, dnia pewnego, Gwynplaine nie pomyślał już o nieznajomej kobiecie.
Walka pomiędzy dwoma pierwiastkami, ów pojedynek pomiędzy jego ziemską a niebiańską stroną, wszystko to odbyło się w największych ciemniach jego istoty, i to w tak przepaścistej głębinie, że zaledwie się i to bardzo niewyraźnie na tem spostrzegł.
Co pewna, to że ani na chwilę nie przestał ubóstwiać Dei.
Gdzieś wewnątrz niego odbył się jakiś zamęt, krew jego przechorowała jakąś gorączkę, ale to już było znikło. Dea tylko pozostała.
Gwynplaine byłby się nawet zdumiał niemało, gdyby mu powiedziano, że Dea mogła być, choć na chwilę, w niebezpieczeństwie.
W ciągu paru tygodni widziadło, które zdawało się zagrażać tym dwojgu duszom, całkiem pierzchło.
W Gwynplainie pozostało już tylko serce, jako ognisko, a w niem miłość, jako płomień.
Zresztą, jakeśmy to powiedzieli, „księżniczka“ już nie wróciła.
Ursus uważał to za rzecz bardzo prostą. „Dukatowe“ damy należą do wyjątków. Taka osoba to ci wchodzi, płaci i znika. Za dużo to dobrego dwa razy rzecz podobna. Co zaś do Dei, to ta ani nawet wspomniała o kobiecie, która już należała do przeszłości. Prawdopodobnie nasłuchiwała, jak zawsze, skutkiem czego dostatecznie ją objaśniło niejedno tęskne westchnienie Ursusa, a czasem i wykrzyk jego mimowolny: — Ho, ho! Dukaty nie codzień kapią z nieba. — Więc też ani nawet nazwała więcej ową „kobietę“. Było w tem głębokie przeczucie. Dusza
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/59
Ta strona została przepisana.